Archiwum 11 lutego 2005


lut 11 2005 bez
Komentarze: 8

Łagodny poranek, słońce, soczyste sople na ganku i para kawek przy budce, którą R. zbudował dla dzięcioła.

Nie zadzwonił, ale przecież wysłał maila. Nie doszedł.

Wieczorne miasto zamglone, ciche i puste. Przyczepił się do mnie ten tłusty pies, który godzinami przesiaduje w hurtowni wlepiając wzrok w ladę z mięsem, zaczekał na mnie przy bankomacie, a za chwilę zniknął w otwartych drzwiach supermarketu.

Gdzieś tam jesteś, w zwęglonej słomce, przemarzniętym kiełku ziemniaka, słodkim robaczywym jabłku, niebieskim kwiatku wykopanym przez kreta, wypalonej dziurce, pękniętym świeczniku.

I tak mija dziś
i ta myśl

fanaberka : :