Archiwum 27 czerwca 2006


cze 27 2006 gry i zabawy
Komentarze: 9

Trakcja elektryczna i gładka, gliniana droga kończą się przy bramie odludnej, strzeżonej, nowobogackiej daczy na granicy pól i lasu. Do jeziora można dotrzeć po długim marszu słabo zaznaczoną, leśną ścieżką, chyba rzadko uczęszczaną, zarośniętą jagodniakiem, trawą i mchem. Dawno temu ktoś ją oznaczył strzałkami rzeźbionymi w pniach. Z czasem zgrubiały, rozrosły się i wraz z drzewami wyniosły się w górę, wysoko ponad zasięg ludzkich rąk.

 

Nie znalazłam śladu domostwa, ale jestem pewna, że ktoś kiedyś mieszkał nad jeziorem, zbudował tu dom, posadził sad, uprawiał pole. Stara grusza góruje nad młodym lasem i gra dzikimi pszczołami, potężna czereśnia gra nielotom na nosie i kusi niedostępnymi owocami, a złamany pień włoskiego orzecha pogrywa ze śmiercią, uparcie wypuszczając młode pędy.

 

Wypełniłam się poziomkami i jagodami, których tu chyba nikt nie zbiera. Potem rozebrałam się do sandałów i pod czujnym okiem żurawia z wyspy wypłoszyłam stadko kaczek z grzybieni. Woda, początkowo krystalicznie przejrzysta, natychmiast zgęstniała od drobin mułu, które okleiły i poczerniły włoski na moim ciele. Nie wiedziałam, że jestem taka kudłata, jak siła nieczysta z torfu rodem.

 

 

 

Chyba za długo bawiłam się w rusałkę, bo Iwcia wyjechała po mnie na skraj lasu.

 

 

 

fanaberka : :