Archiwum 26 sierpnia 2004


sie 26 2004 stan surowy
Komentarze: 11

Po wizycie w sądzie dostałam niezłego powera – boss P. podejmował kroki, o których nie miałam pojęcia, bo sąd odrzucał je w przedbiegach. Ufff, czego ja się denerwuję przecież już po wszystkim.

Przejechałam rowerem kilkadziesiąt kilometrów, obejrzałam dom, który znajomi zaczęli budować pod lasem i nie przewidzieli przerwy w dopływie gotówki... Stan gorzej niż surowy, wszystko zarośnięte zielskiem po pas, nie widać żadnych śladów pobytu... Cholera, ich sytuacja jest paskudna, są prawie bezdomni.

Potem dziwne miejsce, dobrze znane, bywamy tam z R.: wzgórze w środku lasu porośnięte starym sadem, na zgrzybiałych, rozpadających się drzewach wciąż rosną jabłka i gruszki, trochę robaczywe, ale smaczne :-))))). Lubię takie miejsca, gdzie widać ślady porzuconych siedzib ludzkich, łatwo je rozpoznać, nawet z daleka, po specyficznym układzie roślinności.

Las jest lilowy od wrzosu, ale suchy i jakby przykurzony. Pod cmentarzem dopadł mnie Ludwik Ekolog. Może w sobotę kolejny raz skorzystam z jego uprzejmości i porażającej bezinteresowności, i zobaczę las nad Narwią. On by się zajął swoim kajakiem, ja wydeptywaniem własnych ścieżek. W jego propozycjach nie sposób dopatrywać się jakichkolwiek podtekstów, ukrytych prób wykorzystania kogokolwiek (nawet nie chce działki z gaz). R. mnie puszcza bez szemrania, ma rację!

Żałuję, że nie mam aparatu, mam nadzieję, że Apollo go nie zgubił, łobuz milczy jak grób.

Tata mówi, że nie boi się operacji, popielatka twierdzi, że dobrze się trzyma.

Dziś trochę popracowałam, niewiele...


fanaberka : :