Archiwum 12 lutego 2004


lut 12 2004 pierścień
Komentarze: 11

Z okiem Piotrka dużo lepiej, obyło się bez lekarza.

Mateła od południa sprząta kuchnię i robi to bardzo porządnie, tylko okropnie powoli.

 

A my postanowiliśmy zobaczyć wreszcie jak pan Frodo ciska pierścień do krateru i jak znika całe zło tego świata, zanim film zniknie z ekranów. Nie było ciskania, nie obyło się bez ofiar, ale widzieliśmy na własne oczy, że pierścień trafił tam, gdzie jego miejsce.

Zachciało nam się magii i mocnych wrażeń, to dostaliśmy niezłą dawkę. Za dużo było brutalnej walki, okrutnej śmierci. Poza tym męstwo bohaterów, to nie jest to, co tak do końca do mnie trafia, nie umiem wejść w rolę, czuję opór. Myślę, że do mojej Mamy by trafiło, tylko ona z kolei nie przepadała za magią…

Były niezwykłe, zapierające dech w piesiach zdjęcia, jak widok elfów wędrujących leśnym traktem, czy wszystkie te wielkie zamki albo przestrzenie… Lubię tak otworzyć oczy i uszy i pozwolić, żeby obraz i dźwięk zrobiły mi z mózgiem co tam im się podoba. I oczywiście się popłakałam (no tak, królewski pocałunek :-)))  Jeszcze kilka lat temu wstydziłam się płakać w kinie, robiłam różne sztuczki, żeby tego uniknąć. Tak, ostatnio wiele się zmieniło…

 

Pałac im. Józefa Stalina schodzi na psy – w kinie zimno było jak w psiarni, dobrze, że na południowym seansie sala była pusta, mogliśmy spokojnie przytulić się do siebie i nakryć kurtkami.

 

I miło jest wrócić do ciepłego domu.

 

I chyba nadal jestem w jakimś szoku czy czymś takim, np. nie jestem w stanie odebrać poczty, a pewnie z samej scholandii przyszło już z trzysta maili. Nie będę się zmuszać, może jutro…

 

Iwcia zadzwoniła, że skończyła malować duży pokój :-)

 

Do jutra, mój blogu…

 

 

fanaberka : :