Archiwum 14 listopada 2003


lis 14 2003 kłębek
Komentarze: 12

Zadzwoniłam do Taty, skłamałam, że siostra chora i nie może przyjechać. Trochę się zmartwił, ale chyba tylko trochę, nie wiem. Planuje wycieczkę maluchem do koleżanki zza Buga – przeszła zawał, wypada odwiedzić, a poza tym ta koleżanka zawsze tak ładnie maluje włosy i usta…

Rzadko się zastanawiam, jak Tata się czuje spędzając życie w pustym domu. Niewiele wiem o samotności, gdzieś tam, kiedyś, w przeszłości, może między czternastym a dwudziestym rokiem życia czułam wokół siebie jakąś taką pustkę, obojętność… wyobcowanie – dobre słowo. Wielkie zero w wielkim mieście, wielkie, niepotrzebne nikomu, nie pasujące do otoczenia zero. I tak sobie myślę, że tamta samotność nie była jeszcze taka najgorsza, najgorsza była walka, żeby coś zmienić, zaistnieć, pokazać, to durne, niewprawne wymachiwanie jakimiś mieczykami, które nie dawało nic, prócz samookaleczenia i poczucia klęski.

 

Dość tego, nie mam dziś siły na takie rozmyślania i takie uczucia. Tylko że tak trudno je odpędzić, bo się owijają, przyklejają, zakleszczają. Najłatwiej wtedy położyć się do łóżka, przykryć kołdrą na głowę, zwinąć w kłębek i pozwolić płynąć łzom.

 

fanaberka : :