Kategoria

Fanka janka


cze 27 2011 Rekompensata
Komentarze: 2



....

Gienka wywieźli do Niemiec za okupacji. Nie wiedział gdzie był i nawet nie próbował się dowiedzieć. I popatrz, nie starał się wcale o odszkodowanie.

Za to Stasiek się postarał i dostał, chociaż w Niemczech nigdy nie był. Bo Stasiek ma od dziecka blizny po czyrakach. Pokazał plecy przed komisją, i - jak to Stasiek - udawał że był bity. I zrobił się na weterana.

No zobacz, mówią, że Wielgat był głupi, a Wikieł mądry. Obaj byli w Niemczech na robotach. Wielgat wystarał się o dokumenty, miał bardzo wysoką rentę, a Wikieł też nie wiedział gdzie był. Kałuski z Gruszczyna też był w Niemczech i też nie wiedział gdzie.

A z Kałuskim było tak, że po wojnie Niemiec napisał do niego list. Przyszedł z nim do mnie i do Danki. Danka umiała czytać po niemiecku, a ja dużo rozumiałem. Z listu wynikało, że ten Niemiec chciał się z nim spotkać w Szczecinie, coś mu dać, ale nie wiadomo było co. Podał adres, ale Kałuski nie pojechał.

I tak to jest z tą rekompensatą.

fanaberka : :
maj 12 2011 Szadłowo
Komentarze: 5
Te kajzerki z Daniszewa to były smaaaczneeee.

I mnie szykowali na piekarza. Tylko Hankę mieli zamiar wykształcić. Ale skończyła siódmą klasę i wybuchła wojna. A po wojnie już miała 20 lat i się w Gieńku pijaczynie zakochała.

A rodzice Gieńka byli przyczyną śmierci jej ojca. Bo ojciec Hanki a pierszy mąż matki - też był pijakiem i chodził pić na Szadłowo. Zabrakło im wódki, to założyli konia i jazzdaaa na Daniszewo. Spadł z wozu i koło mu przeszło przez czaszkę. Matka została wdową z dwiema córkami – dwóch chłopców zmarło zaraz po urodzeniu. Tak że moja matka urodziła ośmioro dzieci.

Jak ojciec się zdecydował z tą wdową ożenić - to trochę była rodzina Dąbkowskich - notariusz sporządził opis gospodarstwa. Na gospodarstwo 20 hektarów, z ziemią pierwszej klasy, była 1 krowa, jeden koń, para prosiąt, parę kur. Bieda aż piszczała. Chłop tylko dzieci robił i za wódką latał, ziemia leżała odłogiem.

I tak się Hanka męczyła z tym pijakiem, bo gospodarstwo Gieńka było wielkie – 50 hektarów. Dlatego Niemcy ich wysiedlili, ale to już inna historia.


fanaberka : :
kwi 26 2011 Na oko
Komentarze: 3
Głupie były te szczupaki.

Brało się stalowy pręt i przywiązywało się oko zrobione z końskiego włosia. Jak szczupak stał – zaczynało się od ogona podsuwać taką pętlę, a jak już była pośrodku, to fiuuuut!

A raz na takie oko złapałem potwora. Dwa szczupaki z jednym łbem pływały. Jeden chciał połknąć drugiego i złapał go za łeb. Ta część, która siedziała w pysku pierwszego, już była miękka, przetrawiona, ale ogon był dobry. Oba – tak na oko – po kilogramie ważyły.

Jeden drugiego chciał połknąć, skurczybyk!
fanaberka : :
kwi 25 2011 Do koszyczka
Komentarze: 0

...

To nie skrobiesz w tym roku jajek na pisanki? To chociaż włóż tych kwiatków do koszyczka.

U nas przed wojną to cały stół był zastawiony do święcenia. Wystawiało się wszystko: ciasta, szynki, kiełbasy, pieczenie, kaczki, gęsi nadziewane, indyki. Czasem prosiak był upieczony, z jabłkiem w pysku.

Jak ksiądz wracał z Szast i Worowic to zawsze wstępował. Kiedyś folwarki mogły sobie wybierać przynależność do parafii, dlatego księża się starali, bo jak folwark szedł – to z nim cała wieś. I tak Worowice miały bliziutko do Pilichowa, a do Daniszewa z pięć kilometrów, a jednak należały do Parafii w Daniszewie. No więc ksiądz wstępował do nas. Ojciec dawał dziesięć złotych za święcenie, a kiedyś dziesięć złotych to był metr pszenicy.

No wiesz, sporo ludzi przyjeżdżało na święta i nas też było parę ładnych osób: sześcioro dzieci, dwoje rodziców, zawsze jakiś parobek, dziewczyna do pomocy i niańka Kornatosia. Dobra była z niej kobieta, tak się czuła jak u siebie w domu. Ale przed śmiercią chciała iść do rodziny, chociaż u nas tyle lat była. Ojciec ją wyposażył, dał na pogrzeb i poszła umrzeć do swoich.

No popatrz: sroka na podwórzu. Taki duży ptak a leciutki. Sroki to sobie robią daszek nad gniazdem, dla ochrony. A innym ptakom jajka podkradają i noszą dla swoich.

A jajeczek już nie ma w kurniku.

fanaberka : :
kwi 10 2011 Świt, piąta pięćdziesiąt pięć. Na...
Komentarze: 1

....

A trzeba było oddać wszyściutko: serce, nerki, wątrobę, a nawet jelita wypłukane. To była Rzesza. Niemcy chodzili i przepatrywali kąty, nawet do garnków zaglądali, jak się mięso gotowało, czy z pieczęciami jest.

Wy się śmiejecie, a tak się zdarzyło, że u nas już jeden tucznik był oskrobany, a drugi wisiał w chlewie, jeszcze nie zdjęty. Za to była kara śmierci dla gospodarza, to wcale nie były żarty. A tu Niemcy wjeżdżają bryczką na podwórze. No to myśmy raz dwa: Hania, Stasiek, ja, ojciec – żeśmy za tego świniaka złapali i wynosimy. A on taki był ciężki, że nie do udźwignięcia. Niemiec zobaczył, że nam się wymyka to wszystko, to podleciał, ręce podstawił i jeszcze pomógł nam go zanieść. Matka zaraz indora złapała i dała temu Niemcowi, żeby pojechał w cholerę.

Ale trzeba przyznać Niemcom, że nie szabrowali tak jak Ruskie. Przecież jak Ruskie do nas weszli, to poszło wszystko: konie, wozy, krowy. Przed Niemcami dało się schować parę worków pszenicy – Ruskie wszystko znaleźli. Jak spali u nas na oborze – przychodzili po coraz to nowe talerze a brudne wyrzucali na gnój, aż się pokończyły. Wszystko było jednorazowe.

fanaberka : :
mar 08 2011 Obrazek z sierpem
Komentarze: 1

W ogrodzie, pod osłoną nocy, trwają dyskretne porządki. Niestrudzony esteta wyostrzył Księżyc i podcina słabe, przemarznięte gałązki. Przyjdzie wiosna i będzie jak w raju: dąb szypułkowy, sosna zwyczajna.

fanaberka : :
mar 06 2011 Poszukiwacz luster
Komentarze: 0
Mam przed sobą perełkę: poetycką, subtelną, wzruszającą opowieść o losach wiecznego chłopca, samotnika i wędrowca – bo kimże innym mógł stać się syn Zdziwoka z bagien.

Nigdy jeszcze nie spotkałam takiej książki. Liryczne, błyskotliwe, dojrzałe warsztatowo wiersze znalazły się w magicznym środowisku baśni. Dostały warunki idealne do życia: ziemię, wodę, powietrze i ogień – więc ożyły i zaczęły współtworzyć fabułę.

Dzisiaj przeczytałam książkę po raz pierwszy i wiem, że będę wracać.

Polecam.

A dwójce niezależnych autorów – Oxyvii i Sokratexowi – gratuluję.



Joanna Jankowska, Marek Sztarbowski - Poszukiwacz Luster

 

 


fanaberka : :
mar 04 2011 Kra
Komentarze: 0
Bobry i sarny wchodzą beztrosko na spiętrzoną przy brzegu, popękaną krę.
To kusi i wydaje się proste: wyciągnąć buty z błota na skarpie i wejść na czysty, lśniący lód.
Dotrzeć - jak Ptasiek - do granicy wody. Zbadać odciski jego stóp, znaleźć piórko.



....
fanaberka : :
gru 09 2008 Dobroć
Komentarze: 0

Pan Czesio dygotał - był w najwyższym stopniu spragniony. Szukał w świecie bytu, który byłby zdolny to pragnienie zaspokoić, lecz zdefektowany, porzucony kosz bez złotówki nie mógł tego uczynić. Pod supermarketem ustawiła się kolejka dobrych ludzi, ale kosze z monetami były nieżyczliwe, złośliwe, okazujące nienawiść i pogardę. Przechodziły pospiesznie z rąk czystych do rąk tłustych, drwiąc z jego uszkodzonych, bezpalcych.

Ale dobry Bóg zaspokaja najgłębsze pragnienia. A jeśli nawet nie było tu dla Niego miejsca, w godzinie szczytu, pod zatłoczoną wiatą - przysłał swoją chudą asystentkę: Miłość. I oto chłopak, który siedział na schodku, nagle odstawił ledwie napoczętą butelkę piwa i pobiegł w stronę dziewczyny przechodzącej przez parking.

Czesio był pierwszym, który doświadczył cudu. Ukląkł, wziął butelkę w bezrękie ramiona i nabożnie podniósł do ust. Zdążył wypić łyk lub dwa, nim ktoś się potknął, zachwiał, popchnął i butelka upadła. Płyn wsiąkł w wycieraczkę i było po cudzie, ale pan Czesio nie wstawał z kolan i nie odwracał oczu od plamy.

- Tyle dobroci - powtarzał. Tyle dobroci.

gru 04 2008 Limeryk zaskakujący - o Kozie i Lombroso...
Komentarze: 0

Pewna Koza z Lombardii (nie w ciemię bita),
sprzedawała mleko za dolce (i vita).
Z Lombroso (na goło)
weszła w spółkę z o. o.,
wydoiła go raz dwa i kwita.

 

*Lombroso – znany badacz czaszek z Lombardii, niestrudzony miłośnik rogacizny i prostego, wiejskiego (współ)życia.

 

paź 05 2008 dupa
Komentarze: 0

Małkowska nie miała dupy. 

Powiedział mi o tym Stasiek Drużbów. Już wcześniej mi mówił o budzących grozę  rzeczach, na przykład o czarnej wołdze i ruchaniu. Jednak zanim dostąpiłam tych wtajemniczeń, musiałam się niejednego nauczyć: kroić grube pajdy chleba, maczać wierzch kromek w wiadrze, grubo posypywać cukrem i nosić Staśkowi w ruiny nad sadzawką. 

Tak więc poznałam tajemnicę Małkowskiej. Uwierzyłam Staśkowi, a przecież na własne oczy widziałam, że Małkowska ma dupę pod cienką i wąską, kretonową spódnicą. I przecież nie mogłam jeszcze wiedzieć niczego o Auschwitz,  Mengele, czy kastracjach niearyjek. Może dlatego, że Małkowska była inna. Nie miała męża, dzieci, świń, krów ani ziemi, nie pożyczała soli od sąsiadek, a ludzie się gapili, gdy mijali jej dom. I ja zaczęłam się gapić. Wyobrażałam sobie jak Małkowska szykuje się do snu: ściąga przez głowę kretonową sukienkę i układa na krześle drewniane pośladki, obce i martwe jak odpinana noga Józwa. 

Piszę o Małkowskiej dlatego, że umarła. A Stasiek Drużbów umarł dawno temu.

I dopiszę jeszcze, że „Obwód głowy" Włodzimierza Nowaka nie dostał dzisiaj Nike.

I dupa Jasiu.

fanaberka : : dupa  
wrz 15 2008 nocne Polaków rozmowy
Komentarze: 1

Od trzech wieczorów czytam „Asystenta śmierci” Świderskiego. Nie wiem, jak określić tę lekturę. Czasami wydaje mi się, że została napisana dla czytelnika dokładnie takiego jak ja.

Czytam powoli, w przód i w tył, ale to już 451 strona, przypuszczam, że Leżący wkrótce rozpozna Śmierć w Duńczyku z kosą i umrze, Asystent upora się z kłamstwem i demoralizacją, jaką Historia pozostawiła w jego żydowskiej matce i ojcu komuniście, a może nawet z własną nienawiścią. A ja kupię sobie nową książkę. I pewnie kiedyś się z tą rozstanę i zapomnę.

Pewnie tak.

lip 09 2008 pa pa
Komentarze: 5

Śpijcie już, śpijcie, a my z Lajonem Feliksem jeszcze sobie poczytamy do poduchy.

kwi 22 2008 piękna i wiotka o syrękach notka
Komentarze: 1

Fanaberka
te twoje syrenki chwytają statek we włosy?
hm 

dzie wuszka

to i ogon i włosy i młynek wodny
 

Fanaberka

przecież syrenki zniewalają śpiewem nie ogonem! 

dzie wuszka
a
cholera wie
zobacz
jak byś widziała pięknego młodzieńca który przechodzi
to byś sie srała ze śpiewaniem przez okno czy pierdolnęła go miotłą i zapytała czy zasłabł?
 

Fanaberka
to pierwsze, ja to pierwsze 

dzie wuszka
to byś se kuwa śpiewała do usranej śmierci
dupa z Ciebie nie syręka
 

Fanaberka
śpiewam se kuwa
hahah
dam to na bloga
 

dzie wuszka
serio to ten statek się wplątał po prostu
to nie chęć syren
hahahah daj 

kwi 22 2008 słotka i wiotka o syrękach notka
Komentarze: 0
Fanaberka
te twoje syrenki chwytają statek we włosy?
Hm

dzie wuszka
to i ogon i włosy i młynek wodny

Fanaberka
przecież syrenki zniewalają śpiewem nie ogonem!

dzie wuszka
a cholera wie
zobacz
jak byś widziała pięknego młodzieńca który przechodzi
to byś sie srała ze śpiewaniem przez okno czy pierdolnęła go miotłą i zapytała czy zasłabł?

Fanaberka
to pierwsze, ja to pierwsze

dzie wuszka
to byś se kuwa śpiewała do usranej śmierci
dupa z Ciebie nie syręka

Fanaberka
śpiewam se kuwa
hahah dam to na bloga

dzie wuszka
serio to ten statek się wplątał po prostu
to nie chęć syren
hahahah daj

kwi 14 2008 nadrobal
Komentarze: 0

To był nadrobal nad robale - pełzał gładko, jadł łapczywie, kolorystycznie wtapiał się w otoczenie i przekonująco udawał martwego, kiedy go dla zabawy dotknęłam ostrą słomką.

Siedziałyśmy w słońcu, pochylone nad robalem z dołu i rozmawiałyśmy półgłosem o świecie nadrobala i o tym, że on nie wie o nas, o naszej ciekawości i naszej rozmowie. A potem o tym, że może i my jesteśmy z dołu, może jest nad nami ktoś niepoznawalny, może czasem nas zauważa i patrzy ze zdziwieniem, jak drążymy swoje korytarze w ziemi. Nie możemy go dostrzec, najlepsze, co możemy robić, to siedzieć w słońcu, pochylone nad robalem i rozmawiać o nim w jego cieniu.

robal

 

kwi 05 2008 ramka
Komentarze: 1

Za dwa tygodnie zdejmę ostatnie bandaże i będę wolna aż do jesieni.

Mój Pan Chirurg został niedawno ordynatorem szpitala w Warszawie, ale gabinet ma nadal w miasteczku, którego mieszkańcy walczyli kiedyś o jego prawo pobytu w Polsce i zachowanie pracy w powiatowym szpitaliku. Dojeżdża trzy razy w tygodniu, a w poczekalni kłębią się tłumy podstarzałych chłopów, zgarbionych babć w chustkach i innych Fanaberek.

Pamiętam historię z czasu mojej pierwszej operacji: Doktor pojechał do domu jakiejś staruszki, świeżo wypisanej ze szpitala. Patrzy, a tam w ramkach, na kredensie stoją trzy święte obrazki: na prawo Jezusek, na lewo Maryja, a pośrodku jego zdjęcie wycięte z gazety :-)))))

Wiem, wiem, zaczynam się powtarzać;)

Chciałam zostać na wsi z Tatą i Siostrami, ale Apollo ma dzisiaj urodziny, więc wróciliśmy, by mógł je spędzić z przyjaciółmi. Minęliśmy kilka bocianich gniazd, a w każdym stał odrętwiały, brudny, mokry samiec i wypatrywał powrotu bocianicy.

fanaberka : :
sty 22 2008 Leonard Cohen o poezji
Komentarze: 1

(W przerwie między lekcjami a Radą Pedagogiczną)

Nie możesz im powiedzieć wszystkiego, co wiesz o miłości, w każdej linijce poświęconej miłości. Usuń się w cień, a wtedy oni poczują to, co ty czujesz, ponieważ czuli to zawsze. Nie możesz ich niczego nauczyć. Nie jesteś od nich piękniejszy. Ani mądrzejszy. Nie krzycz na nich. Nie wpychaj się na sucho. To jest błąd w sztuce miłości. Jeśli już pokazałeś zarys swoich narządów, dotrzymaj obietnicy. I pamiętaj, że ludzie nie potrzebują w łóżku akrobaty. Czego nam trzeba? Chcemy zbliżyć się do naturalnego mężczyzny, chcemy się zbliżyć do naturalnej kobiety. Nie udawaj uwielbianego pieśniarza z liczną rzeszą zwolenników, podążających za nim przez wzloty i upadki jego życia aż do tej chwili. Jesteś wśród ludzi. Więc bądź skromny. Wymawiaj słowa, podawaj dane, usuń się w cień. Bądź sobą.

To jest wewnętrzny pejzaż. To jest wewnątrz. Intymne. Szanuj intymność materiału.

Tutaj cały tekst:

 

sty 05 2008 Broda Jana
Komentarze: 2

Była niedziela i nie wiadomo jaka siła pchnęła Jana w otwarte wrota bramy, przeniosła nad żwirowanym podjazdem i zatrzymała u frontowych drzwi dworu w Liwie. Bez wątpienia była to para najlepszych, gniadych koni, zaprzężona do nowego, wystawnego powozu. Być może też ambicja i zawziętość chłopa, który ciężką pracą i przebojem zdołał zdobyć wszystko  prócz błękitnej krwi. A może poczucie pełni sił i męskości, albo pospolita, erotyczna fascynacja czterdziestolatka. Jeżeli była to miłość - szesnastoletnia Zosia nie chciała o niej słuchać ani wiedzieć. 

-Jest starcem z siwą, farbowaną brodą - mówiła, gdy doniesiono jej o oświadczynach i że dla niej sprzedał za złoto stajnie i gospodarstwo na odludziu, i kupił inne - w pobliżu miasta, kościoła i huty szkła. Podobno mówiła te słowa w chwili, kiedy w ślubnej sukni stanęła u drzwi kościoła i kiedy Jan przeniósł ją przez próg nowego, drewnianego domu, w którym - zgodnie z obietnicą - żyła u jego boku, rodząc mu cztery córki i pielęgnując w chorobie, dopóki nie rozłączyła ich śmierć. 

-Był starcem z siwą, farbowaną brodą - powtarzała pięćdziesiąt lat później, kiedy umarł i mogła wreszcie wyjechać za najmłodszą córką na ziemie odzyskane. I nawet po sześćdziesięciu latach, gdy wróciła do starego domu, żeby umrzeć na swoim i być pochowaną u boku męża. Słyszały te słowa druhny strojące ją w welon, wszystkie córki, wnuczki i nawet ja je słyszałam, gdy jako kilkuletnia dziewczynka zakradałam się do pokoju prababci Zofii, żeby przyglądać się umieraniu. 

I może te słowa, po wielokroć powtarzane, pewnego dnia pozbawiły Jana sił i złożyły w łóżku na dwadzieścia lat. A może nieumiejętność pogodzenia się z chwilą słabości, w której uległ wpływom oszusta i tuż przed wielką dewaluacją wymienił złoto na papierowe pieniądze, i stracił wszystko, co wydawało się pewne, i na czym budował całe swoje życie. 

Został po nim drewniany dom, który spłonął w wielkim pożarze wsi, cudem ocalała komoda o przepastnych szufladach wypchanych banknotami, którymi mogłam bawić się w sklep, rodzinna opowieść o siwej, farbowanej brodzie i czarnobiałe zdjęcie, przedstawiające złożonego w trumnie, gładko wygolonego starca.

Jan

Wśród kobiet w pierwszym rzędzie -  pośrodku żona Zofia (z książeczką i różańcem) i trzy córki: Helena (moja Babcia, pierwsza z lewej), Celina (profilem) i Józia (z torebką). W ostatnim rzędzie czwarta córka Tosia (w czarnej chustce).

Za plecami Józi i Celiny - Janek, mąż Józi.W pierwszym rzędzie, pierwszy z lewej - Czesław (mąż Heleny, mój Dziadek).W lewym górnym rogu, w białej chustce - Daniela, (córka Heleny, moja Mama :-).

fanaberka : :
sty 01 2008 Droga Janka
Komentarze: 0

Przyjechał piaszczystą, wyboistą drogą, którą odeszła artyleria, a za nią sezonowi robotnicy, którzy już nie mieli tu czego szukać po tym, jak pociski zrównały z ziemią hutę szkła księcia Golicyna. Podobno wśród ruin można było znaleźć szklane naczynia, ozdobione kwiatami i odporne na stłuczenie. Podobno kurz i pył były wszędzie - nad lasem, gdzie kopano torf do pieców, nad wydmami, skąd czerpano piasek, nad dachami porzuconych baraków i służbówek.

Janek przyjechał z grupą robotników drogowych, do ludzi i domów otwartych na ich przybycie. Z pewnością wydawał się kimś ważnym - zwracano się do niego „inżynierze".  Nigdy nie walczył na wojnie, więc mógł wydawać się też czysty, nie pobrudzony. A Józia była piękna, bujna, rozśpiewana, rozmodlona i skazana na wieczną samotność pośród pospolitych chłopskich synów.

Podobno spotkali się już pierwszego dnia, na majówce. Mogę sobie wyobrazić jak strumień kobiecych głosów spływa spod kapliczki, dźwięcznie toczy się po zboczach wydm i odbija się echem od hałd żużlu. Pamiętam piękny, chóralny śpiew Józi, Babci i pozostałych sióstr.

Janek nie śpiewał,  pamiętam, był cichy. A jednak w tamtych czasach zdołał kierować budową i pełnić nadzór nad grupą samotnych, trunkujących, mężczyzn.

Przemiana hałdy żużlu w czarną, pylistą drogę trwała kilka miesięcy. Robotnicy odeszli, ale Janek został, kupił gospodarstwo, poślubił Józię, został ojcem kilku synów i córek, żył długo i cicho, jakby w cieniu, aż w końcu umarł - jak wszyscy.

I to już koniec zwyczajnej historii i pewnie bym jej nie opisywała, gdyby nie to, co dzieje się z drogą Janka. Żużlowy pył, który kiedyś przy byle podmuchu wiatru wciskał się do płuc, brudził stopy, buty i końskie kopyta - gdzieś zniknął. Ale droga istnieje - jest twarda, gładka i odporna na wyboje. I lśni w słońcu miriadami dawniej niewidocznych, a teraz odkrytych, kolorowych, szklanych bryłek, na które miejscowi nie zwracają uwagi, bo pola i łąki w tej okolicy zawsze były pełne szkła.

 

droga janka