Kategoria

Rusałka, strona 1


mar 11 2008 Powrót Mumii ;))
Komentarze: 2
Nagle się budzę pod trzema pierzynami, w pustym domu, którego nie udało się rozgrzać przez jedną noc palenia w centralnym olchą i brzozą.

Świt jest spokojny i nieruchomy. W powietrzu cicho szyrkają szpaki, a żurawie stąpają po oziminie tak ostrożnie, jakby wszystkie te historie o duchach grzeszników, wichrach i porywach były czczym wymysłem znudzonych sielskim życiem poetów.

Podłogę stajni zalega pył i kurz i nie pobrzękują wiadra w oborze. W stodole nie ma zboża, w skrzyni nie ma paszy i nikt nie wychodzi mi naprzeciw prócz trzech starych, tłustych kur, zdanych na łaskę i niełaskę dzierżawcy na czas pobytu Taty w szpitalu.

Dopiero wieczorem, kiedy wracam z miasta w świeżych bandażach i z żalem, że nie mogłam pójść na torfowiska - słyszę jak gęgają wracające gęsi, sikory dzwonią w miłosnym amoku, Głupia Zytka coś krzyczy - że jest już stara, ktoś kaszle, ktoś jedzie skrzypiącym rowerem, miauczą koty.

 

sty 24 2008 z wydm
Komentarze: 6
 

Pomiędzy jedną pracą a drugą zdąży się jeszcze wjechać między wydmy. Pustka, długie cienie, przyczajony las. Gałązka spada z drzewa i nagle dostrzegam świeże ślady na śniegu i dym - jak z pospiesznie zagaszonych ognisk. Elfy się kryją między sosnami, rzucają szyszkami w łańcuch i koła.

wydmy

 

fanaberka : : elfy  
sty 21 2008 Na Dzień Babci
Komentarze: 3

Foczka Agatka.

:-)

sty 10 2008 z wydmy
Komentarze: 7
Stać na szczycie wydmy, w niskim słońcu, pośród miedzianych pni sosen schodzących do miasta w cieniu. Nie myśleć o zwłokach owczarka, zawiniętych - jak w bet - w polarowy koc i złożonych przed kapliczką ze znakiem swastyki.

 „To sikorka?" - zapytać. Albo: „Kółko czy krzyżyk?"

 

gru 21 2007 Anioł
Komentarze: 6
Jest prawie Aniołem. Poznaję to, kiedy upada, a raczej nurkuje w metalowym koszu u wejścia do supermarketu, ukazując nierówne wybrzuszenie pod kurtką, na linii łopatek, tam, gdzie Anioły upychają zwinięte skrzydła. Potem zapala zapałkę i osłania dłońmi pulsujący na wietrze żar.

Gniewa się, bo nie wierzy, że nie mam 50 groszy, których mu zabrakło. Gdybym mu je dała - mógłby zająć miejsce w kolejce, obok tekturowego Mikołaja, przed migoczącą lampkami kasą, a wieczór stałby się świąteczny, jak czerwona kartka na butelce.

-Pieprzone FBI – rzuca w moją stronę, kiedy włączam pulsującą lampkę na błotniku roweru.

Uciekam przed jego gniewem pod kaptur kurtki, poza krąg ostatniej latarni, w ciemność, gdzie nie ma prawie nic, tylko strzępki gałęzi trą ciemność i żwir się rozstępuje z chrzęstem pod oponami roweru. Ale droga szybko się wygładza, rozjaśnia i coraz bardziej czerwienieje niebo. Świąteczne lampki na tarasie sąsiadów wirują jak diabelskie koło.

fanaberka : :
gru 09 2007 a ja znowu o wąsach
Komentarze: 3
Ścieżki są puste, drzewa ciche. Jak daleko są ptaki, które odlatują, bo nie potrafią żywić się okruchami.

Oglądam ślady i wiem, że jest nas więcej nad wezbraną rzeką – ja, wąsaty jaszczur i kilka saren, które musiały ukryć się w pobliżu, bo pobiegły w stronę, gdzie zarośla się kończą, a dalej może być tylko obwodnica i świat, za którym nie gonią.


lis 22 2007 Więcej
Komentarze: 5
listów poleconych, stresu. Od jutra więcej pracy : dwie lekcje w domu uczennicy po trepanacji. Kierowcy reagują na moją odblaskową kamizelkę i omijają mnie szerokim łukiem.

Wieczorem, po całym dniu spędzonym wśród hałaśliwych, natarczywych chmar dzieci, tęsknię za wędrówką wzdłuż cichej rzeki, przez łąki i zarośla, aż do ujścia.
Wysokie brzegi pachną świeżym drewnem, tłustym futrem bobrów i dymem z ogniska, przy którym siedzi samotny mężczyzna. Obserwuję go z góry. Słońce rozpuszcza się w Wiśle jak sok. Mężczyzna schodzi na plażę i pije wodę, czerpaną garścią prosto z rzeki. Jasnozielone, drelichowe spodnie znaczy ciemna struga moczu. Może jest tu mniej obcy niż ja, bo to po jego stronie wyspy ląduje Ptasiek, a za nim jeszcze jedna czapla. Nie odleciały - to wróży lekką zimę, albo najprzyjemniejszą ze śmierci - przez zamarznięcie.
Bóbr wystawia z nory zmierzwioną głowę, patrzy na mnie, zaskoczony i zapada się pod ziemię. Wraca bezruch i leniwa senność.
Wracam. Aerobik. Prysznic. Nudziarska notka.
"Idę spać.
Nie wiem czy wstanę"*

*Cytat z A rchiwum. :-)




fanaberka : :
lis 09 2007 skrót
Komentarze: 2

Spieszę się, chcę przed deszczem dotrzeć na rozstaje, gdzie przed laty, pod kamiennym fundamentem krzyża, pochowałam rozjechaną przez furmanki żabę, zawiniętą w zielony liść.
Jest tak cicho, że szelest włosów pod czapką brzmi jak odgłos czyichś kroków za plecami. Odwracam się i rozglądam, ale w przestrzeni pustej na wiele kilometrów jesteśmy tylko my: ja i Ten, o którym zaczynam myśleć tak intensywnie, że nie mogłoby Go nie być. I nagle zaczynam się obawiać, że mnie zauważy i nakryje, jak w wyobraźni zbaczam z wykoszonej drogi i biegnę na skróty przez cudzy zagon, kopiąc kamyki i depcząc oziminy. Może już nachyla się nad polem, mokrym palcem rozgarnia mgłę.

listopad

 

fanaberka : : pole  
paź 14 2007 zwyczajna
Komentarze: 0
 

Tyle światła, ale to już jesień.  Zaczynam myśleć o nieuniknionym, kiedy kulawa, dzika gęś wydostaje się z wody i odchodzi wzdłuż pachnącej mokrym piaskiem  plaży.

Owoce dzikiej róży dojrzały i zmiękły. Zrywam kilka garści i robię sobie piknik pod wierzbą, w której kiedyś mieszkał wesołek Rokita. Słońce mnie usypia i zaczynają mi się marzyć jakieś gruszki, czy jabłka. I jeszcze Adam, albo chociaż wąż...

wierzba

 

wrz 25 2007 czaple
Komentarze: 0
 

Rzeka płynie spokojnie w swoją zwykłą stronę. Można by pomyśleć, że potop nigdy się nie zdarzył, ale przecież coś wyrzeźbiło rowy w dnie i mielizny, coś wyrwało z nurtu powalone drzewa.

 

ujście Świdra

 

Dwie czaple siwe krzyczały chrapliwie i kołowały nad rozmiękłą plażą. Weszłam do chłodnej wody i nagle zobaczyłam Ptaśka. Był czaplą białą. Stąpał po znajomej płyciźnie, między ujściem a wyspą, odgrodzony ode mnie wirem i głębią nie do przejścia.

fanaberka : :
wrz 19 2007 implant
Komentarze: 2
 

Na wysokości oczu i na wyciągnięcie dłoni siedziała duża, brązowa sowa. Patrzyła na mnie z uwagą. Słońce zachodziło i całe wieczorne piękno łęgu, jego cisza i majestat, spływały z jesiennych drzew i gromadziły się w jej posągowym ciele. Płynęła potem bezszelestnie, jakby w rytmie powolnego tańca i jakby przyciągana przez drugą, ciemniejszą stronę drogi.

Klucz ptaków leciał cicho nad rzeką: Silni, zorganizowani przywódcy na czele - za nimi zmęczony, roztrzepany ogon.

Wisła u ujścia Świdra 

Odkryłam, że noszę implant - krokomierz wszczepiony przez Robala do rękawa mojej kurtki. Liczy kroki i inne posuwiste ruchy. Dzisiejszy wieczorny wynik - 6837 (kroków ofkoz)

:-DDD

 

fanaberka : : sowa  
wrz 18 2007 wrzesień
Komentarze: 0

 

Pada deszcz i twarde jarzębiny, niczym mimozy, egzotyczne i nadwrażliwe na dotyk, składają liście w wyrazy najwyższej asekuracji.

Słyszę echo swoich kroków na mokrym asfalcie. W torbach mięso, chleb i melon, o którym wiem, że pod powłoką zwyczajnej dyni kryje soczyste i słodkie wnętrze.

Dym otula obojętne miasto. Głód, zmęczenie.  

 

wrz 16 2007 cofka
Komentarze: 0
 

O świcie pośród trzcin zbierają się wędkarze, otaczają cypel, w skupieniu coś dzielą, o czymś decydują, szeptem, jak spiskowcy. I nagle dostrzegam, że moja rzeka płynie pod prąd brunatnym korytem, niesie kłody, pianę, rybi zapach Wisły, mdły odór kanałów, muł, zniszczenie.

Na brzegu trzmielina, dojrzała i trująca, jak marzenie. Zrywam głóg i jem. Jak kiedyś, na pracach ręcznych. Piekliśmy w szkolnym piecu ciastka z masy solnej, a gdy się okazało, że wyglądają i pachną jak prawdziwe - Mama wysłała mnie do spółdzielni po dwa bochenki chleba. Potem pokroiła je w pajdy i jedliśmy z apetytem, całą klasą, posypując cukrem.

 

trzmielina

 

wrz 11 2007 blog
Komentarze: 2

 

W zatoczce u moich stóp pływał potargany bóbr. Zauważył mnie, zastygł, poruszył nosem, zadarł głowę. Drugi, ukryty jeszcze bliżej, pod nawisem, drapał się, a może obgryzał świeżo powalony pień. Słyszałam skrobanie, czułam mocny, zwierzęcy zapach.

Tłusty jeż przetuptał w poprzek ścieżki. Przebierał pospiesznie krótkimi nóżkami i zataczał się na boki, jakby od nadmiaru jesiennych świerszczy. Trzy krzyżówki wzbiły się w powietrze i krążyły nad zatopioną wyspą, na której tego lata napotkałam ślady Ptaśka.

 

Niebo zgasło nagle, jakby ktoś na zachodzie zdmuchnął czerwoną latarnię. Syczała obwodnica. Na skrzydłach samolotu, linach mostu i iglicy pulsowały małe, nerwowe światełka. Pomyślałam, że życie jest tam inne, gęste. Wieczorem uchodzi z rozświetlonych ulic w drogi i wiejskie szosy, jak smugi żółtego gazu z dziurawego, zmęczonego ciśnieniem balonu.

 

Wracałam przez jałowe, porzucone pastwisko, na którym nocą głogi wyglądają jak kopy siana, a trzmieliny i chmiel - jak chłopi, wsparci na grabiach i leniwie gawędzący o pogodzie.

Robal czekał na mnie przy furtce.

 

sie 21 2007 bez tytułu
Komentarze: 3
 

Bezwietrznie, Wóz, czyste niebo, i świerszcze, a nad Warszawą żółte zygzaki błyskawic i chmury raz po raz podświetlane jasnym, zimnym płomieniem. Burza wydaje się potężna i groźna. Może się uda, może ominie moje miasto, mój ogród, mój

sie 20 2007 pestka
Komentarze: 0
 

Na rampie ogniki, zapach świec. Pewnego sierpniowego dnia, w dawnych barbarzyńskich czasach, kilka tysięcy mężczyzn - mieszkańców mojego miasta - upchano ciasno w bydlęcych wagonach.  Odjechali domyślając się, że do Treblinki. Także tego, że kobietom i dzieciom zaoszczędzono podróży.

Siedzę na brzegu i jem drobne, czerwone porzeczki wprost z krzaka, który zwiesza się nad nurtem. Słońce jeszcze nisko, odbija się w wodzie. Pajęcze sieci zroszone i puste. Moczą się w rzece - ostatnio wezbrała. Złamany liść pałki wodnej porusza się rytmicznie jak wiosło. Z oddali chór pogodnych, kobiecych głosów - pewnie Siostry nie zamknęły drzwi do kaplicy. Jakiś ptak gwiżdże z wierzchołka jesionu. Wiewiórka się rozpędza i pod moimi kolanami zakopuje jakąż pestkę. Dotyka mnie ogonkiem, kilka razy :-)

pająk

sie 15 2007 nos jak haczyk
Komentarze: 0
 

Od rana słońce, wilgoć, mydlany zapach ogórecznika. Pajęcze sieci moczą się w rzece, odwłoki ważek ociekają rosą. Plaża jest wysoka, wzdęta, upstrzona białymi piórami, szczątkami ścięgien i kości. Wody ubywa, płycizny zmieniają się w wyspy . Wczorajsze zamki kruszą się i zapadają w piasek. Odcięte od wody, dotknięte upałem szczeżuje jeszcze żyją, zaciskają muszle tak mocno, jakby siłą mięśni dało się zatrzymać życie.

 

Pomyślałam o kawie, kiedy przyszli ludzie, rozłożyli koce, grille. Brodziłam w piasku i mulistej zupie, rozebrana do rosołu, rozgrzana,  jak wszyscy. A później zobaczyłam odciski swoich stóp. Obu.

 

odcisk

sie 12 2007 papierówki
Komentarze: 2
 

Na madach wzdłuż wału - pachnąca rzeka chwastów. Płyną na wietrze żółtą falą i topią pola, miedze, zagony ziemniaków, rzędy porzeczek, sady. Stroszą się zaniedbane drzewa, strzeżone przez ostre zarośla i łopiany. I tak nikt tutaj nie przychodzi -  przymrozek ściął zawiązki owoców.

 

Nagle olcha, dwie wierzby i między nimi jabłoń. Przejrzałe papierówki rozkładają się w zielsku, a każda kusi: weź mnie, przecież można odkroić obite, wydłubać robaka i zjeść zdrowszą połowę.

 

Mały samolot bzyczy jak duży komar. Krąży tak nisko, że widzą kabinę pilota. Oddycham z ulgą, kiedy się oddala. Potem wracam do domu, zmęczona, niosąc kilka słodkich owoców, kilka rzepów, zapomnienie.

 

sie 11 2007 odłamki
Komentarze: 1
 

Niebo w ciężkich chmurach. Szkoda - przed nami noce spadających gwiazd. Jakaś kometa się bawi w Królową Śniegu i zasypuje nas odłamkami lodu.

 

Pamiętam pogodny sierpień, kiedy je zobaczyłam. Zasypiałam w ogrodzie, kiedy spadła pierwsza, potem druga i nagle niebo wybuchło. Pamiętam, jak trzęsłam się w śpiworze, z oszołomienia.

Gwiazdy spadały przez kilka nocy. Wystarczyło wyjść przed dom - i były. Zdążyłam je jeszcze komuś pokazać. Nie wypowiedziałam życzenia.

 

sie 11 2007 aero
Komentarze: 2
 

Wieczór jest miękki, pachną różowe petunie. Woda się skrapla i kapie z ciężkich kwiatów. Gdzieś trwa jakaś burza, ale tutaj widać gwiazdy. Białe motyle wynurzają się z mroku i rozpuszczają w świetle latarni jak śnieg. Świat kurczy się do rzeczy delikatnych i znajomych: krzak porzeczki, trawa, konewka, stół. A przecież miasto jest obecne i groźne jak pociąg, który przejeżdża z łoskotem przez ciemny most.

Ćwiczyłam dzisiaj Dirty Dancing. To łatwiejsze niż myślałam.