skrót
Komentarze: 2
Spieszę się, chcę przed deszczem dotrzeć na rozstaje, gdzie przed laty, pod kamiennym fundamentem krzyża, pochowałam rozjechaną przez furmanki żabę, zawiniętą w zielony liść.
Jest tak cicho, że szelest włosów pod czapką brzmi jak odgłos czyichś kroków za plecami. Odwracam się i rozglądam, ale w przestrzeni pustej na wiele kilometrów jesteśmy tylko my: ja i Ten, o którym zaczynam myśleć tak intensywnie, że nie mogłoby Go nie być. I nagle zaczynam się obawiać, że mnie zauważy i nakryje, jak w wyobraźni zbaczam z wykoszonej drogi i biegnę na skróty przez cudzy zagon, kopiąc kamyki i depcząc oziminy. Może już nachyla się nad polem, mokrym palcem rozgarnia mgłę.
Dodaj komentarz