sie 12 2007

papierówki


Komentarze: 2
 

Na madach wzdłuż wału - pachnąca rzeka chwastów. Płyną na wietrze żółtą falą i topią pola, miedze, zagony ziemniaków, rzędy porzeczek, sady. Stroszą się zaniedbane drzewa, strzeżone przez ostre zarośla i łopiany. I tak nikt tutaj nie przychodzi -  przymrozek ściął zawiązki owoców.

 

Nagle olcha, dwie wierzby i między nimi jabłoń. Przejrzałe papierówki rozkładają się w zielsku, a każda kusi: weź mnie, przecież można odkroić obite, wydłubać robaka i zjeść zdrowszą połowę.

 

Mały samolot bzyczy jak duży komar. Krąży tak nisko, że widzą kabinę pilota. Oddycham z ulgą, kiedy się oddala. Potem wracam do domu, zmęczona, niosąc kilka słodkich owoców, kilka rzepów, zapomnienie.

 

Zofia
11 października 2010, 10:55
Przepiękny tekst - bardzo poetycko napisany;)
13 sierpnia 2007, 09:47
papierówki to stan już dla mnie. Kojarzony bardziej z pięciolatką wariującą gdzieś pod drzewami jabłoniowymi.
W sumie nie wiem czemu mi się z dzieciństwem tak. nie-wiem.

Dodaj komentarz