Kategoria

Fanaberia, strona 3


kwi 22 2008 słotka i wiotka o syrękach notka
Komentarze: 0
Fanaberka
te twoje syrenki chwytają statek we włosy?
Hm

dzie wuszka
to i ogon i włosy i młynek wodny

Fanaberka
przecież syrenki zniewalają śpiewem nie ogonem!

dzie wuszka
a cholera wie
zobacz
jak byś widziała pięknego młodzieńca który przechodzi
to byś sie srała ze śpiewaniem przez okno czy pierdolnęła go miotłą i zapytała czy zasłabł?

Fanaberka
to pierwsze, ja to pierwsze

dzie wuszka
to byś se kuwa śpiewała do usranej śmierci
dupa z Ciebie nie syręka

Fanaberka
śpiewam se kuwa
hahah dam to na bloga

dzie wuszka
serio to ten statek się wplątał po prostu
to nie chęć syren
hahahah daj

kwi 14 2008 nadrobal
Komentarze: 0

To był nadrobal nad robale - pełzał gładko, jadł łapczywie, kolorystycznie wtapiał się w otoczenie i przekonująco udawał martwego, kiedy go dla zabawy dotknęłam ostrą słomką.

Siedziałyśmy w słońcu, pochylone nad robalem z dołu i rozmawiałyśmy półgłosem o świecie nadrobala i o tym, że on nie wie o nas, o naszej ciekawości i naszej rozmowie. A potem o tym, że może i my jesteśmy z dołu, może jest nad nami ktoś niepoznawalny, może czasem nas zauważa i patrzy ze zdziwieniem, jak drążymy swoje korytarze w ziemi. Nie możemy go dostrzec, najlepsze, co możemy robić, to siedzieć w słońcu, pochylone nad robalem i rozmawiać o nim w jego cieniu.

robal

 

kwi 08 2008 o czym marzy dziewczyna gdy ekhm...
Komentarze: 0
 

fanaberka
ja tu nie widzę dzwonu, przez te konisie pewnie

dzie wuszka
serce dzwonu to stąd się bierze czysty dźwięczny głos

fanaberka
husaria, odgłosy broni, walki

dzie wuszka

to dzwon do walki właśnie ale i do śmierci
w drugim pod pozorem cichości przemyciłam lisa co zamiata za sobą ślad ogonem

fanaberka
hahah
ty wiesz co ja tam zobaczyłam? W drugiej zwrotce?

dzie wuszka
diaboła? bo diaboł też tam jest przeciwko aniołowi w pierwszej
tu jest też wichura chociaż się kryje za ciszą, taka cicha furia

fanaberka
zobaczyłam ciała sprzątane z pobojowiska
skrzydła martwych huzarów zamiatają pobojowisko
i wszystko pasuje: dźwięki, obraz
i nawet te przedsionki na koniec

fanaberka
przez cholerne konisie!!!

dzie wuszka
aaaaaaahahaha
noo husaria musi na czymsi jeździć

fanaberka
no

 

mar 11 2008 Powrót Mumii ;))
Komentarze: 2
Nagle się budzę pod trzema pierzynami, w pustym domu, którego nie udało się rozgrzać przez jedną noc palenia w centralnym olchą i brzozą.

Świt jest spokojny i nieruchomy. W powietrzu cicho szyrkają szpaki, a żurawie stąpają po oziminie tak ostrożnie, jakby wszystkie te historie o duchach grzeszników, wichrach i porywach były czczym wymysłem znudzonych sielskim życiem poetów.

Podłogę stajni zalega pył i kurz i nie pobrzękują wiadra w oborze. W stodole nie ma zboża, w skrzyni nie ma paszy i nikt nie wychodzi mi naprzeciw prócz trzech starych, tłustych kur, zdanych na łaskę i niełaskę dzierżawcy na czas pobytu Taty w szpitalu.

Dopiero wieczorem, kiedy wracam z miasta w świeżych bandażach i z żalem, że nie mogłam pójść na torfowiska - słyszę jak gęgają wracające gęsi, sikory dzwonią w miłosnym amoku, Głupia Zytka coś krzyczy - że jest już stara, ktoś kaszle, ktoś jedzie skrzypiącym rowerem, miauczą koty.

 

lut 27 2008 smak prawdy
Komentarze: 3
 

Walusiowa dożyła pięknego wieku, a kiedy umarła - w śródleśnej kolonii nie było już drugiej zamieszkałej chałupy i nikogo, kto mógłby ją wyprowadzić pod kapliczkę na rozstaje. Podobno za trumną szedł tylko ksiądz i syn - Starszy Walusiów, więc nie było też nikogo, kto mógłby się dziwić i pomstować, że wyrodny Młodszy nawet na pogrzeb nie przyjechał ze Śląska, skąd przysłał tylko jeden krótki list, w którym zawiadamiał, że nigdy nie powróci.

Szybka jest wybita i strzępy firanki falują łagodnie na wietrze, jakby je unosił od środka czyjś oddech albo dłoń. Wiem, że mogłabym bezkarnie ominąć kapliczkę, obejść studnię i zajrzeć przez okno do chałupy - Walusiowa umarła, Młodszy Walusiów nigdy nie powróci, a Starszy gnije w kryminale.

I chociaż jest jedynym żyjącym mieszkańcem tego miejsca - to jego obecność wyczuwam i boję się, jakbym miała spotkać ducha. Wyobrażam sobie jak siedzi skurczony, w żałobnym stroju, w pustej izbie, która nagle zrobiła się obszerna i zbędna - skubie chleb wprost z bochenka i je ruchami dziecka, które się pociesza. I nagle widzę go odmienionego, w chwili spowiedzi: siedzi prosto, naprzeciwko posterunkowego, z rozchylonymi udami i pomiętą czapką w dłoni.  Mówi cicho i powoli o tym jak zabił brata i utopił w gnojówce przy wielkim kamieniu, a smak prawdy jest świeży i słodki jak owoc, który nabrzmiewał i dojrzewał przez lata, i czekał tylko na starą Walusiową, żeby wymienić się z nią miejscem na ziemi.

Nikt tu nie czeka na Starszego Walusiów, bo komu by się chciało wytrwać w czekaniu, skoro nawet dom łamie się i kruszy, a haczyki i zapadki, które miały chronić i zachować - teraz są pordzewiałe i pogięte. Kto mógłby go przyjąć z całą prawdą spowiedzi, skoro nawet ten, który tkwi nad głową jak latarnia, jak wywiadowczy satelita  i nie pozwala się ukryć - i tak nigdy nie odkrywa wszystkiego.

 

lut 22 2008 a jeśli chodzi o kije
Komentarze: 5
Wpisałam w google: "nordic walking długość kija" i przeglądałam linki. Jedna z informacji jest tutaj:

Chodzi się z tym naprawdę fajnie, chociaż na początku miałam spore trudności koordynacyjne. Z prawą ręką jest łatwiej, lewy kij nadal czasem mi lata na boki. W ciągu trzech dni przewędrowałam kilkadziesiąt kilometrów.

Niestety, od wczoraj mam zaplanowaną, obowiązkową, kilkutygodniową przerwę w uprawianiu jakiegokolwiek sportu.
Kije zostały na wsi, a ja tu siedzę zabandażowana jak mumia.
lut 05 2008 Tończa
Komentarze: 3

Niby lotnisko,
niby pas startowy. Liść
gotów do lotu.

Znalezione w necie: Fragment mapy sprzed wojny. Kiedyś mieliśmy taką w domu. Nie wiem co się z nią stało.

PS. Dałam na forum, a niech ;)))

sty 27 2008 mrożąca krew
Komentarze: 1
 

Dwa kaczory na cyplu stroszą pióra i jak na komendę przestępują z prawej na lewą nogę.

- A co to za pedalskie tańce? - pytam ze śmiechem.

Ale kiedy brązowy, dryfujący w stronę brzegu korzeń okazuje się być zgrabną, kręcącą kuprem kaczuszką - porzucam niestosowne podejrzenia na rzecz przypuszczeń, że kiedy puszczą lody, tu, na tym cichym, bezpiecznym, ukrytym w szuwarach pasku lądu poleje się gorąca krew.

Tymczasem zimna, rybia już się leje, od kiedy zapuszcza się tu czapla. Sunie nisko, chwiejnie, w gęstniejącym śniegu, który moczy jej pióra, wgniata w nurt i nad kaczym cyplem zmusza do powrotu w stronę ujścia.

I ja muszę wracać. Mam na nogach przemakalne, sportowe buty, więc biegnę na skróty, przez las i wydmy. Na zaśnieżonym zboczu ciemnieje sylwetka mężczyzny. Odbijam w stronę osiedla, próbuję go ominąć, ale on wyraźnie zastępuję mi drogę. Zawracam, pędzę w dół, w stronę rzeki i wtedy słyszę, jak woła moje imię.

- Bałwan, bałwan! - krzyczę i z płaczem wpadam w oblepione śniegiem ramiona R.

 

sty 26 2008 Wiatr
Komentarze: 4
 

Jest ciemny, gwałtowny i łatwo się w nim pogubić. Przyczaja się, czeka aż nacisnę klamkę, a wtedy szarpie drzwi, chwyta za włosy, wciska w usta, odbiera głos. Wyrywa mnie z domu: Wyjdź, spróbuj, może się spełni, zobacz, to niedaleko - w miejscu wskazanym przez gałązki brzozy, gdzie już lecą ziarna piasku, ptasie piórka, patyczki, skruszone igły, strzępki liści, podarta w paski kora.

Ale ja tylko wkładam do miski kość z zupy i czekam aż Paskuda wygramoli się z budy. Potem wracam i wycieram wodę z przewróconego wazonu, z którego Apollo wyjął bukiet wytwornych róż, otulonych przez kwiaciarkę skrawkiem worka na ziemniaki.  Zapalam świeczkę i wlewam do kominka kilka kropel olejku łąkowego. W skrzypiącym domu, w zapachu gotowanej marchewki i suszonej koniczyny - zostajemy z R. sami. Z wiatrem.

 

sty 10 2008 z wydmy
Komentarze: 7
Stać na szczycie wydmy, w niskim słońcu, pośród miedzianych pni sosen schodzących do miasta w cieniu. Nie myśleć o zwłokach owczarka, zawiniętych - jak w bet - w polarowy koc i złożonych przed kapliczką ze znakiem swastyki.

 „To sikorka?" - zapytać. Albo: „Kółko czy krzyżyk?"

 

sty 01 2008 Droga Janka
Komentarze: 0

Przyjechał piaszczystą, wyboistą drogą, którą odeszła artyleria, a za nią sezonowi robotnicy, którzy już nie mieli tu czego szukać po tym, jak pociski zrównały z ziemią hutę szkła księcia Golicyna. Podobno wśród ruin można było znaleźć szklane naczynia, ozdobione kwiatami i odporne na stłuczenie. Podobno kurz i pył były wszędzie - nad lasem, gdzie kopano torf do pieców, nad wydmami, skąd czerpano piasek, nad dachami porzuconych baraków i służbówek.

Janek przyjechał z grupą robotników drogowych, do ludzi i domów otwartych na ich przybycie. Z pewnością wydawał się kimś ważnym - zwracano się do niego „inżynierze".  Nigdy nie walczył na wojnie, więc mógł wydawać się też czysty, nie pobrudzony. A Józia była piękna, bujna, rozśpiewana, rozmodlona i skazana na wieczną samotność pośród pospolitych chłopskich synów.

Podobno spotkali się już pierwszego dnia, na majówce. Mogę sobie wyobrazić jak strumień kobiecych głosów spływa spod kapliczki, dźwięcznie toczy się po zboczach wydm i odbija się echem od hałd żużlu. Pamiętam piękny, chóralny śpiew Józi, Babci i pozostałych sióstr.

Janek nie śpiewał,  pamiętam, był cichy. A jednak w tamtych czasach zdołał kierować budową i pełnić nadzór nad grupą samotnych, trunkujących, mężczyzn.

Przemiana hałdy żużlu w czarną, pylistą drogę trwała kilka miesięcy. Robotnicy odeszli, ale Janek został, kupił gospodarstwo, poślubił Józię, został ojcem kilku synów i córek, żył długo i cicho, jakby w cieniu, aż w końcu umarł - jak wszyscy.

I to już koniec zwyczajnej historii i pewnie bym jej nie opisywała, gdyby nie to, co dzieje się z drogą Janka. Żużlowy pył, który kiedyś przy byle podmuchu wiatru wciskał się do płuc, brudził stopy, buty i końskie kopyta - gdzieś zniknął. Ale droga istnieje - jest twarda, gładka i odporna na wyboje. I lśni w słońcu miriadami dawniej niewidocznych, a teraz odkrytych, kolorowych, szklanych bryłek, na które miejscowi nie zwracają uwagi, bo pola i łąki w tej okolicy zawsze były pełne szkła.

 

droga janka

 

gru 09 2007 a ja znowu o wąsach
Komentarze: 3
Ścieżki są puste, drzewa ciche. Jak daleko są ptaki, które odlatują, bo nie potrafią żywić się okruchami.

Oglądam ślady i wiem, że jest nas więcej nad wezbraną rzeką – ja, wąsaty jaszczur i kilka saren, które musiały ukryć się w pobliżu, bo pobiegły w stronę, gdzie zarośla się kończą, a dalej może być tylko obwodnica i świat, za którym nie gonią.


lis 28 2007 w lampionach
Komentarze: 1
Już jest, pyka w gałązkach klonów, trzaska w trawach ugiętych pod ciężarem lodu, grzechocze w lampionach ogórecznika na plaży.
Zimne światło. Po drugiej stronie rzeki, w kościele, zakonnicy układają swoją nową mozaikę.
Bawię się białymi obłoczkami oddechów i skrawkiem czarnego nieba z kilkoma gwiazdkami.
Myślę o tym, co było i co by być mogło. I mogłabym przysiąc, że śpiewam – niesłyszalnie, z radością.


fanaberka : :
lis 26 2007 Alien
Komentarze: 0
Przespałam dwie noce i dwa dni.
Niewiele pamiętam, może tylko tłok azjatyckiego miasta. Siedzieliśmy przy okrągłym, kawiarnianym stoliku, inkrustowanym pancerzykami żuków, skorupkami jaj, miedzianymi tabliczkami, z których bez trudu czytaliśmy hieroglify. Domy chwiały się i otaczały nas niczym wielopiętrowe okręty. Nie było nieba, w niebie byli Obcy. Krzątali się i budowali swoje miasto na orbicie, a ich obecność była tak naturalna i zwyczajna, jak linia szeptu między nami. Kolorowe, gładkie arkusze papieru płynęły rządkiem nad naszymi głowami. W absolutnej ciszy słyszałam szept naszych myśli. Nie zapamiętałam, o czym wtedy myślałeś. Patrzyłam na usta, z miłością.
fanaberka : : sen  
lis 20 2007 blog
Komentarze: 0
Wrąbałam się w integrację. Tony papieru.

Zdrowieję, mniej kaszlę i mówię prawie bez chrypy. I nareszcie mogłam poznać Agatkę.

A wczoraj Apollo przyniósł z pracy zaproszenia i poszliśmy z Robalem na film „Beowulf”. Obejrzeliśmy królów, dość mężnych, by wyrwać serca smokom i ocalić swój lud przed zagładą. Śpiewano o nich pieśni, bo nikt nie mógł wiedzieć, że walczyli z potworami, które sami spłodzili, gdyż nie oparli się pięknu bestii.
paź 27 2007 z ostatniej chwili
Komentarze: 4

piszą o mnie na oniecie:

tutaj

eh, smak sławy... eh...

 

fanaberka : :
paź 21 2007 włatcy os
Komentarze: 2
 

- Wstawaj, obywatelko, idziemy - budzi mnie Apollo i już wiem, że R. pojechał głosować do Warszawy.

Wprost z lokalu skręcamy w stronę lasu nad rzeką. Mamy plan, ale pozwalamy życiu mieszać w nim i zmieniać. I tak zamiast biegu przełajowego jest kawka u Iwci, zamiast przeprawy wpław przez ujście - wspinaczka przez nasyp mostu na obwodnicy.

Szadź topi się w słońcu, las pachnie grzybami, ale opieramy się pokusie i nie zabieramy podgrzybków ani kani. Mówię „zobacz", a Apollo nadaje nazwy znaleziskom. Kosmiczne grzyby (srebrne psiaki) zataczają kręgi, łofcy móch (sromotniki) ociekają lepką wydzieliną.

Obok ścieżki nora o średnicy dwudziestu centymetrów i głęboka na kilkadziesiąt, całkiem świeża. Apollo twierdzi, że jest opuszczona, ale ja widzę na dnie coś innego niż korzeń. Wkładam rękę z aparatem do środka, po łokieć. Błysk flesza wywabia mieszkanki, zbyt odrętwiałe żeby mścić się i żadlić.

gniazdo os

Apollo martwi się, że to niebezpieczne - gniazdo os obok ścieżki, którą chodzą ludzie. Ale ja myślę, że one budują swoje idealne państwa nie wiedząc o naszym istnieniu. Ich oczy nas nie widzą, a inne zmysły nie rozpoznają w nas jedzenia, drapieżców czy kryjówek. Jesteśmy dla nich czwartym wymiarem, bogami - niedostrzegalnymi i tylko czasem, nieoczekiwanie, objawiającymi swoją obecność butem, dymem, ogniem, pestycydem czy inną apokalipsą.

 

fanaberka : : osy  
paź 19 2007 not ka
Komentarze: 3
 

Dzwonek za dzwonkiem, długo, napastliwie.
- Kurwa! - Szarpię się z kurtką i butami. Biegnę. Spodziewam się sprzedawców ziemniaków czy wolontariuszy, ale to tylko stara Jaworkowa kuli się u furtki. Ma odkrytą głowę i przemoczone włosy, pachnie wieczornym dymem i smażoną rybą.

- Nie mam światła, może pani mąż coś poradzi.

Ale R. jeszcze nie ma, więc mogę tylko obiecać, że przyjdzie, że na pewno i że najszybciej jak można.

Odprowadzam ją, omijając kałuże nie do przejścia. Ciemne miasto, stada wron, chmury, niebo.

wrony

paź 14 2007 zwyczajna
Komentarze: 0
 

Tyle światła, ale to już jesień.  Zaczynam myśleć o nieuniknionym, kiedy kulawa, dzika gęś wydostaje się z wody i odchodzi wzdłuż pachnącej mokrym piaskiem  plaży.

Owoce dzikiej róży dojrzały i zmiękły. Zrywam kilka garści i robię sobie piknik pod wierzbą, w której kiedyś mieszkał wesołek Rokita. Słońce mnie usypia i zaczynają mi się marzyć jakieś gruszki, czy jabłka. I jeszcze Adam, albo chociaż wąż...

wierzba

 

paź 13 2007 pod okiem
Komentarze: 3
Tych dwoje w czerwonym samochodzie. Nic tu po mnie, ale nie odwracam wzroku, nie schodzę z drogi, nie zataczam koła. Przez zaparowaną szybę widzę rozchylone, bujne, białe piersi kobiety. Prawa dłoń pociera czoło, lewa ręka w górze. Jakby się otwierała, ale tylko w połowie. On chyba drobny, chyba zgarbiony, właściwie nie wiem dlaczego go nie zapamiętałam.

Widuję ich czasem i różowe prezerwatywy, które po sobie zostawiają. Od niedawna nie czuję zawstydzenia. Właściwie nie czuję niczego. Ot cudza miłość pod okiem wierzby o wypalonym pniu.

wierzba