sty 27 2008

mrożąca krew


Komentarze: 1
 

Dwa kaczory na cyplu stroszą pióra i jak na komendę przestępują z prawej na lewą nogę.

- A co to za pedalskie tańce? - pytam ze śmiechem.

Ale kiedy brązowy, dryfujący w stronę brzegu korzeń okazuje się być zgrabną, kręcącą kuprem kaczuszką - porzucam niestosowne podejrzenia na rzecz przypuszczeń, że kiedy puszczą lody, tu, na tym cichym, bezpiecznym, ukrytym w szuwarach pasku lądu poleje się gorąca krew.

Tymczasem zimna, rybia już się leje, od kiedy zapuszcza się tu czapla. Sunie nisko, chwiejnie, w gęstniejącym śniegu, który moczy jej pióra, wgniata w nurt i nad kaczym cyplem zmusza do powrotu w stronę ujścia.

I ja muszę wracać. Mam na nogach przemakalne, sportowe buty, więc biegnę na skróty, przez las i wydmy. Na zaśnieżonym zboczu ciemnieje sylwetka mężczyzny. Odbijam w stronę osiedla, próbuję go ominąć, ale on wyraźnie zastępuję mi drogę. Zawracam, pędzę w dół, w stronę rzeki i wtedy słyszę, jak woła moje imię.

- Bałwan, bałwan! - krzyczę i z płaczem wpadam w oblepione śniegiem ramiona R.

 

27 stycznia 2008, 21:30
Widać rywalizujące kaczory rozbudziły Twoją wyobraźnię, że się tak "sylwetki mężczyzny" wystraszyłaś ;)

Dodaj komentarz