Archiwum 05 maja 2007


maj 05 2007 wychowanie do życia w rodzinie
Komentarze: 5

Jakaś para leżała pośrodku olbrzymiej, pustej plaży. Z rowerem pod pachą zeszłam w ich stronę po piaszczystym zboczu. Gdy to dostrzegli – ich aktywność wzrosła. Byłam tam dla ptaków z wyspy i bażanta w zaroślach, ale od czasu do czasu spoglądałam jak się kołyszą, turlają, poruszają pupami i ćwiczą skomplikowane figury, chyba z jakiegoś filmu edukacyjnego rodem. Byli patyczkowaci i nieapetyczni – chudzi, kanciaści, być może bardzo młodzi. Robili to „na sucho” –  ubrani i zapięci. Czas płynął, słońce zachodziło, a oni nie zmieniali zachowania. Chyba byłam im potrzebna i dałam się wykorzystać.

 

Za to łysol ze skarpy, z maską beemwicy pod tyłkiem, puszką w ręku i tlenioną blondyną u boku, na 99,9% nie potrzebował publiczności.

 

fanaberka : :