Archiwum 10 października 2006


paź 10 2006 dwa słońca
Komentarze: 16

Jak prawdziwy przyrodnik – ze słoikiem i siatką – zapuściłam się na stare wysypisko, bo tylko tam, w dołach wypełnionych wodą, można jeszcze łowić żywe rozwielitki.

Wzgórze całkowicie zarosło zielenią. Skorzystałam z wydeptanej ścieżki na szczyt. Nie mogłam przewidzieć, co tam zastanę.

Nad drogą zachodziło olbrzymie słońce, lekko spłaszczone, pomarańczowe, z błyskiem niebieskiego światła na biegunie. Po przeciwnej stronie, na podobnej wysokości nad horyzontem wisiał księżyc, równie olbrzymi, jasny i pomarańczowy, lekko zniekształcony - gigantyczna mandarynka, którą ktoś obrał ze skrawka pełni. Dwa słońca, prawie jak u van Gogha – pomyślałam, a wtedy duże stado wron przeleciało nisko nad ziemią i obsiadło południową stronę wysypiska (to nie żart!)

To było wczoraj albo przedwczoraj, dzisiaj jesień przybrała postać zwyczajnej wiewiórki. Tańczyła mi nad głową i strącała orzechy z drzewa.

 

fanaberka : :