Archiwum 24 października 2005


paź 24 2005 plasterki i wałeczki
Komentarze: 11

Uparcie truję muchy niebieskim plasterkiem, a one w dzień i w nocy podejmują tę grę, by o świcie ożyć i wyjść z zakamarków. Robal wstaje wcześniej, by prysnąć je płynem, nim wzbudzą mi na twarzy bąbel uczulenia.

 

„Kawa” – szepce potem, a ja uwalniam nasz zapach z fałdów kołdry i siadam w ciemności, z plecami na poduszce. „Otwórz oczy, żabo”. Szorstkimi dłońmi masuje mi stopę. Odsłaniam kolano, bo chcę, by je objął, ale skóra śpi jeszcze, nie łącząc się z mózgiem, niedostępnym, bo w ukryciu wciąż zajętym śnieniem. Wtedy otwieram oczy, w samą porę, by widzieć, jak uważnie omija wałeczek - bliznę, już cielistą, lecz wciąż obcą i nie moją część mnie.

 

Pijemy kawę, gorącą i słodką.

 

fanaberka : :