Archiwum 13 października 2003


paź 13 2003 arka
Komentarze: 11

Wracałam z pracy okrężną drogą, żeby kupić w kiosku „Wyborczą”, potem usiłowałam czytać wdeptując w kałuże  (jeśli się przeziębiłam, to komuś wygarnę, jaki to z niego doktor!). W ciągu kilku sekund zrobiło się ciemno i spadł grad wielkości papuzich jajek. Za moment pojawiło się dziwne, pomarańczowe światło i przeniknął mnie straszny ziąb, i uświadomiłam sobie, że to już koniec ciepłej jesieni i kolorowego ogrodu.

 

Wybrałam po jednej sztuce z każdego gatunku roślin i ustawiłam w przedpokoju – to taka arka na wypadek przymrozków. Jutro dzień doniczek, ziemi z lasku i czarnych paznokci. Dobrze mi w pracy z tym ogromnym parapetem na sadzonki, wiosną wszyscy je oglądają, chwalą, kradną, wypraszają, część panie sprzątaczki wysadzają przed budynkiem… sama przyjemność.

 

Nie to, co kuchnia, nie znoszę sprzątania tych wszystkich garów, ale kogo to obchodzi…

 

fanaberka : :