Proces Ja
Komentarze: 2
Dzień blady, w powietrzu pył. Lato uchodzi z topoli.
W gałęziach odradzają się szpaki, zawsze młode, świeże,
szczebiotliwe i na swój sposób doskonałe, jak dzieci
które co roku, w miejskim parku, po raz pierwszy
zbierają żołędzie i zadają wciąż te same pytania.
A właściwie zbyt hałaśliwe, zbyt bezczelne
jak cuchnący piwem zachodni turyści,
wstępujący ze śpiewem po kamiennych schodkach
na Świętą Grabarkę, a później do cerkiewki
z jednym Ukrzyżowanym i zastępami Ojców,
gdzie można kupić świece, które skwierczą,
szeleści fartuch prowincjonalnej pomywaczki,
młodej, anemicznej i oddanej po stokroć.
Wrzesień, blady dzień, na drodze kurz, bolą oczy.
Wtedy się pojawiasz.
PS. Miałam nie pisać wierszynów, ale mnie tak naszło dzisiaj cóś...
Wróciłam. Pewnie i tak nikt nie zauważył, że mnie nie ma.. Nawet ja sama nie zauważyłam, że to już wrzesień.
U Ciebie zaczyna się rok szkolny a u mnie nowa praca. Dzień przed urlopem w sierpniu zostałam zwolniona z tamtej pracy ( szef wybrał sobie na moje miejsce siostrę swojej kochanki). Tymczasem wszystko było już zamówione. Za dwa dni miał odbyć się POP2 na który się wybierałam. Ale cieszę się, że pojechałam, bo niemyślałam tyle. Po powrocie trzeba było znaleść nową pracę i na szczeście w ciągu miesiąca udało się :). Jestem na tym samym stanowisku, tylko zasady są inne - dziwne jednym słowem.
A oprócz tego to nic się nie zmieniło. Tylko mój Fader ciągle mi wypomina cukinie i grozi, że zabroni mi czytać tego bloga, na którym ktoś mi pokazał smażonego kabaczka:). Bo ile w końcu można jeść dzień w dzień cukinii z grila nasmarowanej czosnkiem i obmaczanej delikatnie w oliwie (mniam mniam jak dla mnie). Kabaczkó
Dodaj komentarz