Archiwum 24 maja 2008


maj 24 2008 pisklę
Komentarze: 2

Poczułam uderzenie, jakby ktoś poklepał mnie po ramieniu. Spojrzałam za siebie, potem w niebo, wreszcie w dół. U moich stóp leżało wyrośnięte, opierzone pisklę kosa. Było cicho i spokojnie, a przecież dramat musiał rozegrać się w koronie drzewa przed chwilą - pisklę przebierało nóżkami, ranka na szyi była mokra i świeża, a grudka krwi puchła i wypełniała dziobek.

Kiedy zastygło - zagarnęłam je szpadlem do płytkiego dołka i zakopałam pod dębem. Potem zdjęłam ubranie, wlałam do pralki podwójną porcją płynu i  dwukrotnie umyłam włosy. 

Dzisiaj bez fotki.