Archiwum 16 maja 2004


maj 16 2004 rencontre au sommet :-)))))
Komentarze: 10

Rok temu zmieniliśmy modem na stałe łącze: potem codzienny kontakt z netem, blogowanie, fascynacja blogowymi ludźmi, zaangażowanie w blogowe sprawy, a teraz spotkanie z Klemensem.

To Iwcia była organizatorem i szefem tej ekspedycji. Nie wszystko szło zgodnie z planem… Była krótka, pomidorowa chwila, gdy Klemens się spóźniał a z numerem telefonu coś było nie tak… Iwcia sprowadziła mnie do pionu: „Jeśli chcesz sobie pomyśleć coś takiego, to nawet nie próbuj!”

Wystarczył mi jeden rzut oka, on poznał nas dopiero od drugiego wejrzenia. Podobno ja z grubsza pasowałam do netowego wizerunku, to z Iwcią wszystko było inaczej (wiedziałam!!!).

Uścisk dłoni, no kurcze, chyba chciałam całowania w policzek, tak jak między dobrymi znajomymi, ale jak nie, to nie!

Jakiś lokalik, nie, nie siądę naprzeciwko, zajmuję miejsce obok, chyba dla bezpieczeństwa, żeby móc schować twarz we włosach (no to jak to jest, dobrzy znajomi czy nie dobrzy?). Wszyscy stremowani, to trwa przez pewien czas. O co chodzi z tą tremą…

Tematy od R. poprzez Matełę, Apolla, Paskudę, plany Iwci na przyszłość… no tak, Klemens cichy, delikatny, ale to on kieruje rozmową. Chodzą mi po głowie jakieś pytania, ale nie umiem ich zadać…  No i oczywiście blogi: Klemens mocno reaguje, jeży się na wspomnienie ostrych tekstów Iwci o dzieciach, o porodach. Ech, w cztery oczy nie umiem tego przyznać: tak, zdarza mi się płakać do klawiatury. Zbywamy półsłówkami wszelkiej maści pomidory, na tapecie początek blogowej przygody i jej przyszłość (??????).

Klemens ma wszystko, co lubię i cenię: młodość, urodę, ciepły głos, szczerą twarz, miły uśmiech, otwarte spojrzenie. Hm… wyobrażałam sobie, że jest brzydszy i bardziej przebojowy (wybacz, Klemensie, ale pamiętasz, żadnego ściemniania, tak?)

Czuję, że mogłabym tak jeszcze posiedzieć koło tego faceta, o którym wiem więcej, niż o ludziach, których rzekomo znam od lat, koło mojej niezwykłej córki, która poprzez bloga zdradziła mi swoją tajemnicę, ale cóż… Na ulicy ulewa, nikt nie ma parasola, lekceważę swój wygląd zmokłej kury, przez chwilę obawiam się, czy się nie przeziębiłam, za 10 dni Próba Dwa! Czy warto było odwoływać wyjazd… co to za pytanie? Opiszemy to sobie na blogach? Pewnie, że tak! I żadnych podbarwień, OK? Jeszcze uścisk dłoni, tramwaj…

Może jeszcze kiedyś, kto wie?

 

fanaberka : :