Archiwum 10 stycznia 2004


sty 10 2004 o lenistwie, złości i miłości
Komentarze: 6

Uważam to za swoje najnowsze osiągnięcie, serio: Nie budzę się spięta i nie odczuwam nieznośnego bólu w całym ciele, wyganiającego mnie natychmiast z łóżka, zmuszającego do mniej lub bardziej niezbędnej pracy. Dzisiaj wylegiwałam się przez kilka godzin i nic mnie nie bolało, kompletnie nic!

No dobrze, rozmyślałam sobie, przyznaję, takie rozmyślania wymagają pewnej odwagi, zgadza się, jestem pamiętliwa, kiepska w wybaczaniu (tylko niektórych win), czuję żal i złość, mam potrzebę przekopania Robalowi, wszystko się zgadza. Tylko dlaczego nie robię tego wprost, dlaczego sięgam po te wszystkie pokrętne, babskie metody. Chcę dokopać jemu, a przywalam sobie, cholera, to boli, naprawdę. A w tym wszystkim jest jeszcze miłość, tak, kocham męża i trochę siebie, i jeszcze kilka ważnych osób, a każdą inaczej, tylko że jest to jakieś powierzchowne, niedokończone, czegoś w tym brak, nie wiem czego.

 

No tak! Jak tu siadałam, miało być o mrozie i kopcącym piecu, wyszło o lenistwie, złości i miłości. Pozwoliłam sobie, a co mi tam.

 

fanaberka : :