Wyrwij murom zęby krat
Komentarze: 1
Rocznicę Solidarności świętowałam solo w towarzystwie wideł i szpadla, a potem wrócił R. i skusił mnie na chwilę egzaltacji przed telewizorem :-) Nasza młodość przypadła na czasy, w których udało się obalić totalitaryzm. :-).
Entuzjazm, euforia, poczucie wspólnoty - to było wówczas widać na każdym kroku, ale nie pamiętam, abym osobiście szczególnie mocno ich doświadczała, raczej tylko pośrednio, doczepiona do R. wspólnymi dziećmi i ślubem.
R. z kumplami z KOR-u całymi nocami powielali ulotki na jakiejś strasznej maszynie. Druk był drobny, rozmazany i mało czytelny, ale tu mniej chodziło o ich treść, a bardziej o wartość naczelną: Wolność Słowa. Każdy chciał mówić, krzyczeć, ryczeć, się drzeć. To był pierwszy, najprostszy przejaw demokracji, a to z nią miała przyjść nasza duma i godność, i realizacja młodzieńczego pragnienia wolności, decydowania o sobie.
System wartości był prosty i czytelny: Złe było wszystko, co komunistyczne i sowieckie, dobre - co nasze polskie (do diabła z przyjaźnią polsko-sowiecką) i katolickie (do diabła z komunistyczną ateistyczną indoktrynacją).
Aparatczycy wydawali się żałośni – stali na straży bzdurnej teorii, w którą sami nie wierzyli, (o następstwie systemów i nieuchronnym nadejściu idealnego państwa komunistycznego - ale jestem obcykana, to przez poprawkę z PNP:). Ich despotyczna władza zdawała się ograniczać do własnego aparatu, realnie groźnego i demonstrującego bezwzględność (kiedyś na Nowym Świecie natknęłam się na kordony milicji i to było traumatyczne przeżycie).
Prawdziwa głowa była w stoczni. To była władza sprawiedliwa :-), która troszczyła się o wszystkich, nie o jednostki, i nie o uprzywilejowane grupy społeczne. Ich postulaty bywały bardzo skromne, pamiętam żądanie obniżenia cen mięsa. W trosce o prawa człowieka odrzucano rewolucyjną przemoc, poprzestając na widowiskach, w których, niestety, nie obywało się bez wstrząsających przypadków ofiar.
Praca w Solidarności, cała ta konspiracja i wspólnota, stały się sposobem na życie wielu młodych ludzi, w tym także R. Było w tym dużo zabawy mocno zakrapianej alkoholem, często własnej produkcji. Pamiętam zabawną i emocjonującą, choć kontrowersyjną moralnie akcję przewiezienia chłodnicy z Wydziału Chemii na Krakowskie Przedmieście w rękawie studenckiej kurtki). Niektórzy wyszli bez szwanku z morderczego okresu nocnej, radosnej, solidarnej pracy i wielkiego picia. Niektórych później widywałam w sejmie. Inni, jak R. mieli mniej szczęścia.
Roznosiłem Biuletyny Korowskie, nie miałem wpływu na ich treść, młokos był ze mnie ale wiedziałem jedno, że komunę trzeba zwalczać. Kłóciłem się z ojcem o przynależność do związku. Powiedziałem NZS-owcom nie, ja nie rozmawiam z tymi co rękę podają czerwonym. Chciałem by wykorzystać latarnie, bo raka się wycina. Może i parę niewinnych dusz by uleciało do Pana przy tym ale taką cenę uważałem wtedy za rozsądną.
Teraz patrząc jak ci, co grubą kreską się otaczali w blasku noblowskich zasług mam niesmak, patrząc jak ci co rozkradli, napaśli się, w zmienionych barwach z nowymi piórkami stoją w tym samym rzędzie, mam jeszcze większy niesmak.
Nie gwiżdżę, nie rzucam kamieniem, brak mi już sił aby go podnieść tak, jak kiedyś kiedy rzuciłem nim w sukę.
Nie wiem z perspektywy czasu czy ojciec miał rację przypinając sobie w klapę znaczek
Dodaj komentarz