widząc swoją oschłość w żałobie...
Komentarze: 7
Znajomy ksiądz pokazał mi tę ścieżkę, w gęstym lesie nad rzeką, prowadzącą do szałasu bezdomnego... to nawet nie był szałas, lecz niedbale narzucona sterta sosnowych gałęzi, wokół zapach moczu i przetrawionego alkoholu. Zatrzymaliśmy się w odległości kilku kroków, jacyś niepewni, rozmawiając szeptem i zawróciliśmy. Pewnej zimnej, deszczowej niedzieli poszliśmy tam z R., nie wiem po co, chyba z ciekawości, zostaliśmy zbluzgani i przepędzeni, odeszliśmy szybko, z lękiem... Kilka razy w rozmowie wracaliśmy do tamtego wydarzenia i tamtego człowieka. Dziś, z duszą na ramieniu, poszliśmy tam ponownie, też nie wiem po co. Ścieżka skończyła się ślepo, żadnych śladów obozowiska... Chyba się ucieszyliśmy.
Mateła się pojawił radośnie, po tygodniu zarobkowej pracy u swojego ojca,. próbował nas rozruszać na swój bezczelny sposób: co chwila pytał kiedy obiad, skrytykował surówkę za obecność selera, lodówkę za brak kiełbasy na grilla, wyprodukował stertę petów przed domem, w końcu założył nowe adidasy R. i poszedł na spotkanie ze znajomymi.
Iwcia na sympozjum w Poznaniu... spędzi kilka dni wśród nowych twarzy, to dobrze.
Dodaj komentarz