Ty mi się tu nie śmiej, Andy, bo ja naprawdę...
Komentarze: 18
To nie była notka przeciw antykoncepcji, nie przeszkadza mi widok tych plastrów, a dziewczyny, które się z nimi obnoszą wydają mi się bliskie, choćby z racji odwagi, normalnego w ich wieku buntu i bezczelności w stawianiu na swoim.
Uważam antykoncepcję, czy terapię hormonalną za duże osiągnięcie w kierunku poprawy jakości życia wielu kobiet, za duży sukces naukowy placówek badawczych, za ogromny sukces ekonomiczny firm farmaceutycznych...
Z tą antykoncepcją, nie wszystko jest jednak w porządku, ona mocno wali w kobiety, naszą płodność traktuje jak wroga, którego trzeba zniszczyć nie licząc się z kosztami. Co czytam w komentarzach? Młoda kobieta cierpi stres z powodu rozregulowanego organizmu po odstawieniu pigułek, siedemnastolatka głęboko zaburza swoją fizjologię i zabija płodność, zanim zdąży ją poznać i w pełni poczuć się kobietą. Dla seksu? Tego filmowego? Dla orgazmu? Tego udawanego? Mężczyzna niczego nie zaburza i niczego nie zabija, kipi hormonami, to on (a nie kobieta) kilka razy na godzinę myśli o seksie, a dla swej męskości szuka potwierdzenia. Nie ma antykoncepcji niszczącej męską płodność i się na nią nie zanosi, firmy farmaceutyczne nie zainwestują w kosztowne badania bez gwarancji zysku. Kupilibyście takie pigułki, panowie? Są jacyś chętni?
W poprzedniej notce wspomniałam swój feministyczny bunt: zachowałam płodność i przestałam cokolwiek udawać. Nie wiem, czy jestem zimna czy gorąca, w moim życiu była wierność i zdrada, celibat i seksualne maratony, z orgazmem i bez :-) Wymagania mojego biologicznego rytmu były respektowane nawet w okresach silnej alkoholizacji mena. Poczułam się bezpiecznie i przestałam zachodzić w ciążę, zaczęłam stawiać warunki, a w naszym związku zaczęło się rozwijać coś na kształt godności.
Napisałam o sobie, jestem daleka od dawania recept.
Czas zrobił swoje z naszą urodą, a jednak nie potrzebujemy viagry :-). Chciałam opisać las o świcie, roziskrzoną mgiełkę w krótkiej chwili między deszczem a kolejną czarną chmurą, i poroniony pomysł Robala, żeby rozbić namiot w rezerwacie, dziesięć minut drogi od domu, ale zajrzałam w komenty i znów mi wyszła notka o seksie.
Fanaberka ;-)
Bardzo ciekawa stronka
Da sie coś zrobić?
(pewnie mnie zaślepil ten, no... testestron!)
:-))))))))
Pozdrawiam serdecznie.Niefeministka
a twoja filozofia \"kobiecości\" bardzo mi imponuje. podziwiam cię za to uporządkowanie swego życia intymnego. ja jestem w tym względzie bałaganiarz.
>>>>Bogda
Seks z ryzykiem zajścia w ciążę zdecydowanie nie jest bardziej ekscytujący.
No ale tak szczerze , czyz niebardziej ekscytujaca jest milosc bez zabezpieczenia ? Tzn z ryzykiem zajscia w ciaze ? To moze potwierdzic fakt , ze moze jednak jestesmy zaprogramowani chemicznie ;))
PS na ucho: lubię taki feminizm!
Dodaj komentarz