sezon
Komentarze: 4
o zmierzchu z okien stacji widziałam plaże
rozścielone gładko jak małżeńskie łoża
wyrosłe z wieku bezimienne
małże w jasnych warkoczach wiru
chłonne nosicielki letnich strumyków
słonego mułu i przeczuć że nie ma
na co czekać w ciemności
kiedy nikt nie patrzy
rytuał przemiany piasku w perłę
kończy się ciałem
sezon niestrudzonych poławiaczy
muszelek
pan od geografii na zapleczu
zwija mapy obiecanych lądów
i żaden program żaden plan nas nie obejmie
jeżeli sami siebie nie ogarniemy nie pojmiemy
otoczak telefonu układa się w dłoni
jak kamień wyłowiony w przyboju
którym można strącać lekkie gniazda
i który mógłby stać się węgielnym także
Dodaj komentarz