prośnianki
Komentarze: 20
Straciłam z oczu domy i drzewa. Śnieżyca, która rozhulała się nad wsią i polami, z zewnątrz wyglądała jak biała chmura, spadająca z ciemnoszarego nieba na jeszcze ciemniejszą ziemię.
Wracałam z garstką prośnianek na kolację (zielone gąski), przecierając śnieg na drodze.
Świeże ślady sarny były niespodzianką. Musiała przed chwilą wyjść z lasu i ukryć się całkiem blisko, w niewielkiej kępie młodych brzózek i olch po polnej stronie drogi. Sarna chyba wiedziała o mnie, ale tym razem i ja wiedziałam o niej. Usiadłam na kamieniu, z lasem za plecami i zjadłam mokre, zmarznięte jabłko, obtrząśnięte kijem z przydrożnej jabłonki. „Wyłaź szybciej, bo się ściemnia” – powiedziałam. Trzasnęła gałązka i szare od mroku zwierzę wystrzeliło na pola. Zamarłam na chwilę, poczułam jego obcość, siłę i szarpnięcie metafizycznego lęku.
Pewnie wszyscy tak czują.
:-)
:-DDD
A tak na serio to jak sie siedzi w pracy i jeszcze czyta takie rzeczy to sie od razu myśli o tej ukochanej dłoni na brzuszku.. O więcej teraz nie proszę.. Może wieczorem.. Bo apetyt rosnie w miarę jedzenia :)
Możesz mi mówić na \"ty\", jeśli chcesz :-)
Mam fotkę tropów borsuka, ale na żywca nie widziałam
Tam dmuchaj trochę, no.
:DDD
Fan - takie jak opisałaś spotkania \"trzeciego stopnia\" z dziką zwierzyną człek nosi w sobie do końca dni. Pamiętam spotkanie oko w oko z borsukiem, lisami, sarnami biegnącymi prosto na mnie w mrocznym lesie i sarny z młodymi przyłapanej na środku pola i łabędzia atakującego lotem nurkowym intruza (innego łabędzia) z krzykiem-sykiem i szumem skrzydeł zawadzajacych o moją głowę płynącego spacerkiem na środku jeziora... Nie wspomnę o setkach spłoszonych bażantów i czapli. Każdy spacer jest oczekiwaniem ...
rączka na uszku, mam nadzieję.
:-DDD
No i spieprzam jak ta sarna...
Dodaj komentarz