moje sprawy
Komentarze: 11
Naprawdę nie jestem taka głupia, na jaką wyglądam. Fanaberkowo mnie przerosło, bo porwałam się tutaj z motyką na słońce, bez żadnego oparcia w postaci wiedzy i umiejętności. Nie rozwiążę sama swoich problemów, nie chcę szukać pomocy, muszę przestać i tyle.
Poturbowałam się, poobijałam, przeszłam niezłe jazdy… kurcze, warto było. Poturbowałam też innych, ale chyba nie za mocno, prawda? A czego się tutaj dowiedziałam?
Moje sprawy małżeńske tak się mają:
Bałam się jak cholera – miałam realne powody Ten strach powstał w okolicznościach, które są już nieaktualne. (przynajmniej na razie) Od lat na zmianę tłumię to uczucie, ignoruję, albo mu zaprzeczam W efekcie zalega to we mnie w postaci na przemian żalu lub niechęci Boję się, ale tylko czasem i nie na tyle mocno, żeby nie dało się z tym wytrzymać
A nasze sprawy małżeńskie mają się tak:
Jesteśmy dla siebie atrakcyjni pod bardzo wieloma względami Spędzamy ze sobą mnóstwo czasu Nigdy się nie kłócimy Nie mamy większych problemów np. z dziećmi Dbamy o siebie i nasz związek Jesteśmy dla siebie nieprawdopodobnie wyrozumiali Chcemy, żeby tak zostało, jak jest
Dziękuję wszystkim, którzy tu wytrwali i tym, którzy na koniec we mnie zwątpili. Możliwe, że ja też bym zwątpiła, a może nie.
Nie odchodzę stąd, nie umiem i nie chcę. Zakończyłam tylko pewien etap.
Lubię sobie popisać, mam Internet i czas.
I spotkałam tu kilka osób różnego wieku i płci, które polubiłam, bo odnoszę wrażenie, że one też mają swoje jazdy, a choć używają nieco innego paliwa, ich siniaki wydają mi się dziwnie znajome.
Dodaj komentarz