latka lecą, czyli znów się kładziemy...
Komentarze: 21
Podobno na wyspach drzewa w pąkach i mogłabym zrobić wiosenne zdjęcia, ale jestem tutaj. A tutaj zamarznięte koleiny i trudne do przebycia doły na ulicach, których nikt nie odśnieża. Drzewa czarne jak miotły i nie ma małych ptaków, tylko olbrzymie, czarne stada, rozkrakane i pewnie głodne.
Dokładnie przed rokiem, po raz pierwszy w życiu poczułam, co to znaczy być na haju. A dwa miesięce później po raz drugi. Fajnie było: pewność siebie, błyskotliwość i dowcip (tak mi się wtedy wydawało), beztroska i żadnego bólu. Pacjentka z sąsiedniego łóżka jakiś czas temu umarła, była w moim wieku, rozmawiałyśmy często i wesoło, zaskakująco dokładnie pamiętam jej twarz.
R. po raz trzeci myje zęby :-)))) – jutro dentysta. Przez wszystkie te lata zachował lśniąco biały uśmiech.
Zmieniłam wodę w wazonie z różą.
Dobranoc.
W sobote natomiast widziałem przy klatce, na pryźmie śniegu czarnego ptaka z żółtym dziobem wielkości niewielkiego buta.
Ani chybi Kos! - pomyślałem.
Chybisz kochaniutki! Kosy to letnie ptaszki - to też sobie pomyślałem.
Frapko, możesz to rozstrzygnąć bo już mam dość tego myślenia!
ja kilka lat temu po wybudzeniu z anastezjologicznego znieczulenia miałam swego czasu podobne odczucia. :-).
czasami myślę sobie, że mogłabym spróbować. ale zaraz sobie odpowiadam: po co? żeby wiedzieć jak to jest? podobno w moim wieku nie grozi mi już uzależnienie. chciałaś wiedzieć czy chciałaś uciec w lepsze chwile. dla kogo to zrobiłaś? dla siebie czy dla niego? latka lecą..., ale każdy dzień jest nowym dniem, przez nas składanym w sensowne istnienie. **
Dodaj komentarz