krokiew
Komentarze: 12
R, przyniósł ze strychu kawał doszczętnie spróchniałej krokwi:
-Zobacz, Żabo, jaki mamy dom...
Siadł na krześle, jakiś przygarbiony, a ja przyniosłam ten drogi krem, który kupiłam w tajemnicy i ze wstydem, że wierzę jeszcze w bajki o cudownych miksturach, i wsmarowałam mu w twarz, bo spiekła mu się na słońcu, potem w szyję, potem w dłonie, bo ma takie szorstkie i spękane...
Dzisiejszej nocy nie spędzałam wśród liści i gwiazd, lecz w ramionach R., a on mówił do mnie Fanaberka...
Myślałam wczoraj naamah o tych twoich truskawkach... nie... chyba potrzebuję, żeby ludzie do mnie mówili... niekoniecznie zawsze, wystarczy tak tylko od czasu do czasu..
Zajrzałam Ci tam Janusz, do styczniowego archiwum :-)
Tobie Hauser też zajrzałam – choć nie sądzę, żebyś tu jeszcze zaglądał...
Koniec przerwy! Jeszcze gotowanie, kąpiel i wyjazd do Warszawy, umówiłam się z Iwonką, muszę odwiedzić Mamę R., bo nie byłam na imieninach, a chcę, żeby wiedziała...
Pa.
Dodaj komentarz