jakaś pora
Komentarze: 10
Pod koniec lata pojawiają się gryzonie. Próbujemy je płoszyć zakopaną w piwnicy brzęczącą tubą. Te, które źle znoszą wysokie dźwięki - odchodzą. Głuche lub bardziej zdesperowane zjadają paczkę różowych kulek i też znikają na zawsze za dziurawą ścianą z drewna i kolek, nazywanych z miejska igłami (Warszawa) lub szpilkami (Kraków).
Znieśliśmy do komórki kilka ton węgla na zimę, potem siedzieliśmy przez chwilę przy kawie w ogrodzie, w powietrzu tak zimnym i pod niebem tak czerwonym, że zaczęliśmy wspominać wieczorne mrozy, gwałtownie zmieniające podmokłą łąkę w wielkie, różowe lodowisko, a R. narzekał na meliorację i żałował storczyków.
Kołdra już puchowa, ciepła. Znów nie przeczytałam wszystkiego.
Dodaj komentarz