gorące krzesła
Komentarze: 3
W szkole dzień atrakcji: pogłaskałam pytona Zuzannę i dwa boa: Klemensa i Karolinę. Aneta miała mi za złe: “Jak pani mogła, one połykają szczurki!” Wszystkie moje szkolne szczury żyły rok, były samiczkami samotniczkami, nosiły męskie imię Artur (święta prawda :-), mieszkały w odkrytym akwarium, biegały po klasie, czasem po szkole, kradły z plecaków kanapki i pączki, i magazynowały je w kącie za regałem, razem z obgryzionymi przyborami szkolnymi i wykradzionymi z szafek zielnikami, wspinały mi się na ramię i siusiały za kołnierz. Od pewnego czasu nie mam szczurka, ale czasem ktoś z zewnątrz wchodzi do klasy i zagląda do pustego akwarium.
Potem koncert: młodzież świetnie się bawiła przy operetkowych ariach, na luzie, ale bez ekscesów - to normalka, przylgnęła do nas etykietka najlepszej publiczności, to jest fajne, bo działa w obie strony, czasem mnie zastanawia ten nasz lokalny fenomen.
A na lekcji wychowawczej niespodziewane klasowe wydarzenie: istny słowny pojedynek między dwoma posiadaczami telefonów z aparatem fotograficznym: jeden obnoszący się ze swoim cackiem, a drugi nie. Klasa po dzwonku nie chciała iść do domu.
“Nie nudzi to was?”
“Nie! To jak gorące krzesła!”
Pracowałam trochę dłużej, ale i tak problem, jak zachowanie w związku z posiadaniem telefonu z aparatem wpływa na pozycję w grupie rówieśniczej pozostał nierozstrzygnięty :-))))
Dodaj komentarz