FD
Komentarze: 3
Dzień Papieski. Obejrzeliśmy koncert miło przytuleni. Zajrzałam sobie do kwietniowych notek, była wiosna i święto, kiedy je pisałam. Trwa awaria mojej stronki z obrazkami, fajnie, że żółte kwiatki się wyświetlają.
„Pamiętasz, jak zabrałaś mnie na mszę do parku?” roześmiał się R. Teraz raczy mnie odgłosami pluskania z łazienki :-))
Pamiętam. Trzymałam się na uboczu, jak napiętnowana, myśląc o wszystkich tych, których przeżyłam. Nagle odpłynęło uczucie wykluczenia i już mogłam wyjść z R. z naszej nory pod niebo. Wzięliśmy udział w marszu, potem w mszy przy świecach.
W motywach nie było presji, czy dewocji. Nie mam pewności ile było Wiary.
Zabraliśmy świeczkę z szafki i poszliśmy śmiało: bez świątecznych ciuchów, ślubów czystości, wielkich żali za grzechy i obietnic poprawy. Spędziliśmy mszę inaczej, oparci o drzewo, R. mnie przytulał, a ja śpiewałam. Ołtarz był ogromny, ale nie był pusty. Na wielkim telebimie, przy pięknej muzyce, Święty Człowiek pięknie mówił, pięknie chodził i był cały piękny. Wszyscy wkoło też tak czuli i było wielkie święto. Największe, jakie pamiętam, jedyne, może pierwsze.
„Frajda duchowości” – ktoś powiedział w radiu. Tak, frajda.
Kiedys, w Rzymie, malzonek moj mial katar a nie mial chusteczki do nosa - dostal ja. Mam ja w szafie - ma monogram GPII (Giovani Paolo II)
Dodaj komentarz