czas posuchy
Komentarze: 13
Musiałam rozpocząć podlewanie altany. Nawet wiekowe winogrona przechodzą kryzys późnego lata. Punktowo podlewane rośliny jakoś się trzymają, ale trawnik zamarł, a bratki marnieją, czekając na rozsadę.
Trzeba było być artystą, żeby założyć miasto w miejscu aż tak suchym, gdzie rzeka zamiast przybierać - wraz z biegiem traci wodę, a młode drzewa więdną wśród zmurszałych, porzuconych w lesie fundamentów. Dziwaczne, drewniane „świdermajery” nie przeżyły stu lat, podobnie jak kaszląca sucho dziewczyna, dla której powstało to wszystko. Gdy przestała przyjeżdżać, eteryczny sosnowy las przegrał konkurencję z ogrodami Paryża i trawnikami Londynu, ale na niektórych powstałych tam sztychach droga do Soplicowa wydaje się znajomo piaszczysta, a pobocza i obszerne, zaniedbane podwórza porośnięte są kępami sucholubnych, „miejscowych” krzaczorów i zarośli.
Jutro Iwcia zawiezie mnie do Taty. Może pozwoli mi poprowadzić…
;-)
Mam nadzieję, że nie zwietrzało :-)
A susza coś dziwnego robi; topole zza okna zżółkły w ciągu dwóch nocy i pylą z liści - żółtawym prochem; czy to normalne jeszcze jest? - pytam jako przyrodniczy laik miastowy ;)
Dodaj komentarz