chmary mary
Komentarze: 13
Były wszędzie i szeptały niczym dantejskie duchy :-) Najwyższe drzewa wokół domu: sosny, brzozy, dąb, a nawet akacja, zgęstniały wczoraj od setek nieruchliwych, szarych, szepczących i szyrkających ciałek. „Szczygły” – powiedziałam, „szczygły” – podchwyciła Iwcia, ale to chmara szpaków „zaleciała przelotem” na nocleg w naszym ogrodzie.
Nie zerwał się wicher, drzewa przez noc nie utraciły liści i się nie zestarzały, ale gdzieś przepadły zwykłe stada wróbli i sikorek, rano nie było synogarlic na orzechu, ani srok przy misce Paskudy. Robal, który już im kupił prosa i pszenicy, z niepokojem wpatrywał się w niebo i może dzięki temu dostrzegliśmy olbrzymią tęczę na tle bladych, suchych chmur.
Niebo bez śpiewu i tęcza bez deszczu. Sucha, ciepła jesień bez szarugi.
I tak mnie sie przypomnialo...
ps. od kilku lat nie jadam czeresni z babcinowego sadu, w zyciu tez przychodzi jesien, zawsze za wczesnie do tych ktorych sie mocno kocha
nie wiedzieć czemu, choć ostatnio jestem programowo apolityczna, ta notka skojarzyła mi się politycznie. kiedy nadleciały te twoje szczygły zbrakło miejsca dla tylu innych ptaków.:(
A w zimie karmimy kaczki na stawach Kellera.
Dodaj komentarz