bez cenzury
Komentarze: 7
Zatruł jej życie obsesyjną zazdrością, a gdy ją porzucił – w wychowaniu córek odnalazła sens życia. Poświęciła im wszystko, od pieniędzy po czas. Były leniwe, trochę mało ambitne, ale wierzyła, że cierpliwością i siłą pragnień uczyni z nich pianistki, sportsmenki, intelektualistki, miłośniczki sztuki, wzorowe katoliczki. Im później wracały ze szkoły, im więcej czasu spędzały w łazience, tym mocniej cierpiała z powodu odrzucenia, przypływów smutku i złości. Jej zaangażowanie rosło, przyjmując formę kontroli telefonów, korespondencji, niezapowiedzianych spotkań w różnych miejscach, przetrząsania szafek, przepytywania kolegów, ważnych rozmów o wzajemnych uczuciach i relacjach. Wbrew wieloletniej dbałości o kulturę bycia coraz częściej traciła cierpliwość, zachowując się brutalnie i wulgarnie. Do harmonogramu dnia dziewczyn dostosowała pracę, godziny snu, zrezygnowała z hobby. Nie pragnęła w zamian niczego, prócz wdzięczności i wymiernych efektów w postaci ich sukcesów życiowych, a gdy tego nie otrzymała – poczuła się ofiarą.
Tyle zapamiętałam – w wielkim skrócie. Nie oceniam, ani nie osądzam, nawet nie mam pojęcia, co to jest. Widzę nierealne oczekiwania połączone z panicznym lękiem. Prawdopodobnie potrzebują pomocy.
Nawet nie znam jej imienia.
Nie można czynić z żadnego człowieka jedynej wartości w swoim życiu. I nie należy za nikogo planować życia.Radziłam moim dzieciom, a one z tych rad korzystaly albo nie :)
Dzieci są naszym szczęściem nie z tego powodu jakie są ale dlatego że są .
Współczuję córkom tej kobiety i jej samej też.
A poza tym, jesli nie ma sie innego celu i sensu zycia, jakiegos wspolnego mianownika wszystkich dziedzin wlasnego zycia (dla mnie jest to moja wiara) to trudno wyjsc, jak to sie mowi, na prostą i nie wiem czy mozliwe jest dac sobie samemu rade... Moze, ale to bardzo trudne, tak mysle.
Dodaj komentarz