lip 05 2005

pomarańczowa piosenka


Komentarze: 4

Dom na skraju. Mogłyśmy zawrócić i dojść drogą, ale niespodziewany obraz fragmentu ścian ze zmurszałych drewnianych bali pociągnął mnie przez plątaninę dzikiego bzu, barszczu i akacji. Dach wyszczerbiony, odarty z kilku dachówek. Przez puste okno, bez szyb i framug, widać pobielone ściany i biały, czysty, kaflowy piec, z poczerniałymi, metalowymi, zamkniętymi na zapadkę drzwiczkami. Drzwi do przydomowej piwniczki zamknięte na haczyk – nadmiar ostrożności, któż by się przedarł przez rozrośnięty krzak bzu, sięgający betonowych kręgów wyschniętej studni. Wokół równe rzędy brzozowego zagajnika i sosnowego lasu bez śladu wilgoci i zapachu grzybów. W dużym ogrodzie dzikie róże ustawione w szpaler. Niewielka jabłoń pod wyszczerbionym murem, tak jak on ginie pod bujnymi, kolczastymi, jeżynopodobnymi pnączami. W odróżnieniu od niej staromodne, pomarańczowe od kwiatów i świeżych pąków lilie wygrywają walkę z chwastami. Pomarańczowe niebo i światło.

 

Składam dłonie w prostokąt i kadruję pomarańczowy obraz. Podrapana Popielatka mnie pociesza, że przyjedziemy tu jeszcze, kiedyś, w przyszłości, gdy znów będę mieć aparat. Brudzę palce pyłkiem pomarańczowych lilii. Krótko kwitną.

 

fanaberka : :
andy - Fanaberka
06 lipca 2005, 16:55
No tak, czytaj ze zrozumieniem :) Też dziś jechałem przez jakieś niesamowite krzaczory (dzikie działki) i to w środku Warszawy (w głowie z Twoim opisem, ale pomarańczowego kwiecia nie było, jakieś krzaki starych malin głównie, ale i tak mi się podobało)...
Bogda
06 lipca 2005, 16:13
Tak czy siak zdiecie zostalo przekazane :)
06 lipca 2005, 13:45
Nie mam zdjęcia, Andy, popsuł mi się aparat.
andy
06 lipca 2005, 12:52
Najpierw miałem poprosić o zdjęcie (koniecznie), teraz sobie myślę, że może nie jest takie konieczne bo wyobraźnia została zmuszona do pracy...

Dodaj komentarz