sie 13 2005

mitochondrialna


Komentarze: 4

Jest coraz lepiej. Zachorowałam wystarczająco gwałtownie i ciężko, żeby docenić swoją zwyczajną lekkość, ruchliwość i witalność.

Jestem dumna z Iwci.  Postawiła dobrą diagnozę. Ponadto w przychodni, gdzie pojawiłam się skruszona, bez numerka i po godzinach, zostałam przyjęta entuzjastycznie:

„Czy jest pani mamą NASZEJ Iwonki? Proszę ją pozdrowić od całego zespołu”.

 

Korzystając z deszczu i mojego sflaczenia, oglądaliśmy Discovery i film o Mitochondrialnej Ewie, afrykańskiej pramatce wszystkich żyjących współcześnie ludzi. R. mnie zapytał, czy już zawsze tak będzie: coraz starsi, sami w domu, tylko we dwoje. Objęłam tego olbrzyma, który waży prawie dwa razy tyle co ja i przytulałam, aż zasnął :-)

 

Krzew migdałka, który ostrzygłam na kształt psa, przypomina kształtem królika (prawie:-) Kwiatki w ogrodzie kwitną bujnie, lekceważąc niedostatek moich starań i swoje supermarketowo-biedronkowe  pochodzenie.

 

 

Zajrzałam do wirtualnej Scholandii, gdzie umarłam przed rokiem i widzę, że Fanaberia da Vinci wiecznie żywa :-))))))). Dzięki, Moniko :-)

 

 

fanaberka : :
13 sierpnia 2005, 23:25
Obejrzałam wszystkie zdjęcia, są cudowne! Nie przez przypadek wybrałaś sobie taki przydomek, Fanaberko :)
13 sierpnia 2005, 23:00
Miałam właśnie napisać, że jest już Gsleria. Czy zauważyłaś poza Twoimi wspaniałymi zdjęciami, jakie scholandzkie podpisy wymyslił pan Prefekt Paul Yolk?
13 sierpnia 2005, 22:18
Supermarketowo- biedronkowe pochodzenie nie jest wcale złe- czarne malwy i lilie z Belgii u mojego ojca wcale nie zakwitły tylko coś wyrosło takiego dzikiego:))))
13 sierpnia 2005, 20:45
...grzebałam sobie kiedyś w tej Scholandii z ciekawości ... fajna sprawa ...

Dodaj komentarz