maj 02 2004

jeszcze lanie i wakacje


Komentarze: 16

Pierwszy dzień w Unii rozpoczął mi się o 1.45, bo się obudziłam i nie mogłam zasnąć, jakieś przykre myśli, wyrzuty, niechęć do siebie za sposób, w jaki rozmawiałam z Baśką o zdrowiu jej córki… ale co tam, ciepłe mleko, ciepły brzuszek i pochrapywanie Europejczyka...

Rano odgłos poruszającej się klamki, tupotanie w przedpokoju,: do sypialni przyszła Paskuda. Czas na kawę: no już dobrze R., niech ci będzie, tym razem się poświęcę i zaparzę.

W ogrodzie piękne słońce, zakładamy kurtki, bierzemy kubeczki… jest 7.00, w „Zetce” zaczynają się wiadomości… trzeba posłuchać co tam w unii, zrzucamy kurtki, wracamy z kawą do łóżka: w Krakowie był hejnał, w Gdańsku bigos, w Irlandii fajerwerki.

A może w coś wsiądziemy i gdzieś pojedziemy? To jak to jest, paszporty potrzebne, czy już nie? – nie wiemy.

R. wstaje i jedzie na bazar po mięso dla Paskudy, ja zmieniam koszulkę na ciepłą, różową piżamkę w niebieskie mordki i wychodzę do ogrodu, podlewam świeżo zasadzone krzewy i drzewka.

Wrócił R.:

- I co Żabo, oddajesz się nałogowi?

- Nie mogę, blogi nie działają.

Myślę przez chwilę o Harley, Kruku i Klemensie :-)). Nieważne co sobie myślę, ważne że dobrze :-)))

Potem małe spięcie z R.: Woda w tej części ogrodu jest mi potrzebna już dziś, a nie po piętnastym! Do piętnastego to mi szlag trafi wszystkie sadzonki bukszpanów! Uważam na słowa (od dawna uważam), ale całą swoją osobą wyrażam WIELKIE niezadowolenie. R, wymięka i idzie na kompromis: przedłuża szlauf (jak to się pisze?) i jeszcze pomaga w podlewaniu.

Piotrek wychodzi do Mateły a potem do pracy, zostajemy sami.

Pryzmy kompostowe w fatalnym stanie: nic się do końca nie przekompostowało, w co mam powsadzać te ukorzenione sadzonki iglaków, które będą mi potrzebne dopiero po zrobieniu elewacji??? Pół godziny grzebania widłami i coś się wreszcie znalazło, towarek ekstra, napełniam doniczki.

Zaczepia mnie mała Ola, jest blada i smutna i mówi, że jej urósł za gruby ząb. Jej babcia dodaje, że Oli rosną okropnie brzydkie, wielkie zęby. Widzę bardzo ładne, normalne zęby w małej twarzy dziecka i mówię to. Ola się uśmiecha i szaleje na rowerze.

Wsadzam krzewy do doniczek, dzisiaj 22 sztuki, reszta musi poczekać na lepsze czasy. Agnieszka - ciocia Oli interesuje się sadzonkami, okazuje podziw i zazdrość. Umawiamy się, że przygotuje sobie miejsce w ogródku i będzie mogła sobie wybrać to, co zechce. Agnieszka dziwi się, że na pewien czas zniknęłam z oczu, mówię jej o szpitalu, jest zdziwiona, nic nie wiedziała, nie było żadnych plotek…

Dzwoni Iwcia z pytaniem, jak się czuję w Unii i z informacją, że z okazji wstąpienia przyjęła zaproszenie na obiad u teściowej (nareszcie!!!!!). I że chce dawać Maciusiowi korki z angielskiego, ale on się boi. Jedno zdanie na temat akcji Klemensa, potem narzekamy na blogowisko, kto to słyszał, żeby nie działało! Skandal!

Wieszam trzecie pranie (to doprawdy pasjonujące :-))))

Zamieszanie na ulicy: wiewiórka przenosi dzieci z dziupli w ścianie naszego domu na świerk sąsiadki i jedno dziecko zsuwa się na ziemię. Podniecona Paskuda idzie pod klucz. Jestem zła na sąsiada, że się wtrąca i łapie maleństwo. Na szczęście małe wiewiórki mają duże ząbki (ha ha ha), maleństwo ucieka i zakopuje się w piasku (coś podobnego!!!!), matka krąży po pobliskich drzewach. Wreszcie R, bierze sprawę w swoje ręce, zakłada rękawiczki, łapie maleństwo, włazi na drabinę i wsadza je do dziupli. Matka natychmiast wraca. Brawa!

Mateła na najlepszej części trawnika rozstawia bramki do butbula. Stanowczo zabraniam, wręczam paczkę trawy, pokazuję, gdzie siać i podlewać.

Czas się zbierać na imieniny. R. zaczyna szorowanie rąk, co nie jest łatwe po dziesięciodniowym urlopie. Ja wykonuję te wszystkie kąpiele, makijaże itp., a gdy kończę, R. nadal szoruje ręce… Niespodziewanie prosi mnie, żebym pojechała sama, nie czuje się tam dobrze i nie chce mu się setny raz tłumaczyć ze swego niepicia… delikatnie nalegam i za chwilę ustępuję, biorę prezent i złośliwie kręcąc pupą ruszam w stronę przystanku. Dwadzieścia minut marszu ze łzami w oczach. Znowu to samo, pieprzone życie, wiecznie sama, czemu nie mogę, jak moje koleżanki, posadzić tyłka w samochodzie i kazać się wieźć gdzie i kiedy mi się zachce… Zazwyczaj Arki jeżdżą co 10 minut, na tę czekam godzinę, łzy już nie w oczach, ale na ziemi… potem przesiadka, szóstka ucieka mi sprzed nosa, czekam i czekam, wsiadam w końcu w co popadnie, potem marsz 4 przystanki, Targowa, Jagiellońska… Warszawa taka pusta, cicha, czysta, zielona. Niemal na każdym przystanku niewielka grupka mężczyzn o czerwonych twarzach i czerwonych nosach: „Przepraszam, czy ma pani zapalniczkę?”

Na imieninach średnia wieku 60 lat. Nie ma Taty, dzwonił, że źle się czuje. Mam nadzieję, że zwyczajnie nie chciało mu się bawić w podróż autobusem. Lubię Ciocię i Wujka, i wszystkie obecne tam osoby, a poza tym paszteciki pyszne, pasztet z zająca, węgorza jadam chyba tylko tutaj, wujek nieco zalany i nadal ostro polewa. Kawały o viagrze i o unii, da się wytrzymać. Zaczynam się zbierać tuż po serniku.

Całuję Marysię w policzek: „Pozdrów brata”.

Reakcja jest natychmiastowa i powszechna: „Ooooo!!!! Brat ci się przypomniał?”

„Nigdy nie zapomniałam”.

Myślę o tym w tramwaju i autobusie: moje osiemnaste urodziny tuż przed maturą (po jaką cholerę posłali mnie rok wcześniej do szkoły), mrożona kawa w jakiejś kawiarni, potem Łazienki: „Wkoło takie zepsucie, a ty mówisz, że nie umiesz się całować?”. To faktycznie nie było trudne. A pół roku później doświadczyłam już wszystkiego, nawet… No oczywiście z wyjątkiem tego na M. Po co ja to tutaj piszę…

W domu R. ogląda telewizję, Mateła pod stolikiem wyciąga kartę telewizyjną z naszego komputera: „I tak nie używacie”. Trudno zaprzeczyć. Apollo z Magdą oglądają bramki do butbula, jedna z nich ma już siatkę. Podobno była Iwcia, ale już poszła. Blogowisko działa przez chwilę, piszę krótką notkę.

A teraz siedzę i opisuję dzisiejszy dzień. Could not connect to the database. Dochodzi dwudziesta trzecia, czas zbierać się do łóżka. Może coś jeszcze się wydarzy, ale już raczej tego nie opiszę :-))))))) Pa.

 

No to Unia już jest. Przypomniał mi się taki kawał: Syn niesie świadectwo do domu:”No to świadectwo już jest, jeszcze lanie i wakacje”.

 

 

fanaberka : :
Walkiria
18 października 2010, 15:47
Czas pokazał, że gdyby nie UE Polska najprawdopodobniej zatrzymała się w rozwoju...
03 maja 2004, 00:21
hmm czy to najdluzsza notka na blogu?:)
02 maja 2004, 23:49
Dzięki! Super! Przekleiłem sobie i będę czytał.
Nebraska
02 maja 2004, 23:00
Akcja z wiewiórką - niesamowita! Wiewiórczątko w piasku? No no...
02 maja 2004, 21:12
To co, zeskanować te sposoby leczenia i przesłać Iwci - przecie naprawde się obrazić może?:)
02 maja 2004, 20:01
Wstydzę się, oj tak, tak; - bo tak brzydko naskrobałem pazurem...
02 maja 2004, 20:00
52, a chodzi o ten rower? :-))
02 maja 2004, 18:02
Ech, Harley, to właśnie ja przez wiele lat byłam rodzinnym kierowcą:-)
iwcia-iwon
02 maja 2004, 17:20
supergirl don\'t cry
02 maja 2004, 17:00
W sumie jesteśmy w Unii... a ja... nie poczułam różnicy:D
02 maja 2004, 16:37
Chyba czas zrobić prowo jazdy.
02 maja 2004, 14:46
no to miałaś dzień... kuul normalnie... tylko te łzy niepotrzebne...
02 maja 2004, 14:14
To w Unii już zawsze takie długie notki będą?;)
02 maja 2004, 11:40
hmm.. naprawdę bardzo ładnie to wyszło; zaczytałam się..
02 maja 2004, 11:29
nie bij mocno!!!i luknij bo dodalam zdjecia pa
02 maja 2004, 11:05
ależ wielkie sprawozdanie... ale lekko się czytało :)

Dodaj komentarz