mar 12 2005

Bez tytułu


Komentarze: 6

Przydał mi się wczoraj zdrowy organizm, wytrenowany przez dnie i noce biegania po krzakach, wypoczęty przez lata abstynencji, kiedy to mi się zdawało, że jestem w stanie być trzeźwa za dwoje.

 

Śliwki chrupiące i soczyste, mocne, niebo w gębie. Niezła rozgrzewka po kilkugodzinnym marszu przez rozgnieciony, rozmemłany śnieg i podróży niedogrzanym, przeładowanym pociągiem. Na zakąskę jeden śledź. I jakieś mięso z mikrofali wielkości kciuka. Surówka z papryki, cykorii, ogórka i czegoś czarnego, smacznego.

Spotkanie po 25 latach i zakrapiane pogaduchy prawie do rana. Nie o małżonkach, dzieciach, pracy, ale o szkole, maturze, studiach, zagrożeniach pierwszego roku, bólach awansu społecznego, nostalgii za życiem z dala od szosy.

 

A dziś? Wspomnienie mile spędzonego czasu, wesołej zabawy, sympatii i życzliwości podkręconej alkoholem, załatwionego „interesu”.

 

Teraz się napiję wody i wrócę do łóżka, niech mi te śliwki trochę wymiękną, zanim na nowo ruszę do boju. Dają film o norweskich fiordach, pewnie stąd te zawroty głowy ;-)

Odludek jestem i tyle.

 

 

fanaberka : :
podreczny
13 marca 2005, 16:57
E tam, od razu odludek!

(niepijek raczej)
Kapciusze
13 marca 2005, 09:32
Chociaż tą drogą, życzę Ci wszystkiego najlepszego, wiesz z jakiej okazji :)
kobieta zamężna
12 marca 2005, 19:17
nie ma to jak sobie wytłumaczyć ;)
Bogda
12 marca 2005, 16:14
25 lat i tylko jedna noc nieprzespana , zakrapiana - to dla mnie za malo ;P
kindziorek
12 marca 2005, 10:56
śliwki i woda? Boję się mysleć jaka może być reakcja Twojego organizmu ;)
12 marca 2005, 09:32
Takie spotkanie po latach to musi być coś niezapomnianego :)

Dodaj komentarz