Archiwum grudzień 2005


gru 31 2005 markowanie
Komentarze: 10

Wkułam się na kilka godzin w łóżko na telewizji. Cztery filmy. Nie tyle ból uziemia mnie w domu, co obawa, że mogę sobie dodatkowo zaszkodzić włóczeniem się w zimnie, wietrze i kurzawie.

 

A tymczasem śnieg zasypał mi ogród, noc jest jasna, niebo różowe, a krzewy białe i pokrzywione zwierzęco, jak w klimatycznej książce sławnego pisarza, którego nazwisko niestety zapomniałam.

 

Może się zmiękczę i połknę ibuprom, albo lepiej golnę coś z gąsiora i zasnę. Dobranoc, nocne marki, papa :-)

 

fanaberka : :
gru 28 2005 mleczna droga
Komentarze: 11

miriady kapek
na szarej fotografii
tylko to drzewo

 

fanaberka : :
gru 27 2005 Co ma Darwin do pasztetu
Komentarze: 10

Głębia lasu, czy pola, zawsze była uboga, gra o życie toczy się na skraju. Gdy myśliwymi były wilki, dobór naturalny preferował te zające, które wietrząc atak rzucały się ku odkrytym przestrzeniom, zawierzając życie ścięgnom, mięśniom i skokom. W dobie naganiaczy z kołatkami i strzelców z dwururkami, lepiej przystosowanymi stali się wcześniejsi nieudacznicy i straceńcy, których wypaczony instynkt kieruje „pod prąd”, między nogi hałaśliwej, lecz niegroźnej hordy, a później ku niedostępnym, leśnym kryjówkom.

 

Zające uciekające w stronę lasu wystraszyły i rozproszyły szpaler chłopaków z nagonki, zaskoczyły i zdezorientowały myśliwych. W zamieszaniu Ojdana postrzelił Ufnala, śrut utkwił w mózgu, jednej kulki nie udało się wyjąć, wszyscy już wiedzą, ale wciąż o tym mówią: w sklepie, pod mleczarnią, na cmentarzu, w kościele.

 

 

fanaberka : :
gru 20 2005 notka wybiórcza
Komentarze: 19

Wybiórcza ma jeden cel jawny, jasno określony: zarobienie pieniędzy na sprzedaży towaru, jakim jest informacja. Właściciele gazety mogą mieć również cele ukryte: np. zwiększenie liczby zwolenników lub przeciwników wybranej idei czy grupy społecznej, za czym również może stać jeszcze głębiej ukryty cel, związany choćby z finansami czy władzą. Jak zauważyła Kamytchek sprawy związane z religią są tematem „pewniakiem”, zawsze prowokującym dyskusję i przyciągającym uwagę czytelników.

 

Na pojęcie „religia” nakłada się się kilka spraw. To po pierwsze: Kościół jako instytucja, po drugie: zbiór wartości i norm, do przestrzegania których Kościół nas zobowiązuje, po trzecie: Wiara, że istnieje Bóg, nasz dobry Ojciec, Opiekun i Zbawiciel. Na styku tych trzech obszarów często pojawiają się silne napięcia.

 

Mogę sobie wyobrazić, że ludzi wierzących i przestrzegających przykazania, może razić i ranić brak ich przestrzegania, obserwowany u niektórych przedstawicieli Kościoła – instytucji, która na ich straży stać powinna. Osoby, które z różnych powodów, często niezawinionych, łamią zasady i normy (np. brak ślubu), Kościół siłą ustawia poza swym obrębem, nie pytając o Wiarę, co może być przyczyną spadku pozycji społecznej, silnych frustracji, poczucia winy/krzywdy, agresji. Zwłaszcza wobec podejrzenia, że osoby niewierzące, lecz przestrzegające norm, mogą doskonale funkcjonować w Kościele, czerpiąc profity choćby z aprobaty wspólnoty, czy pozytywnej samooceny.

 

Wiara wcale nie musi chodzić w parze z przestrzeganiem norm etycznych i obyczajowych. Myślę jednak, że Wiara może motywować zarówno do przestrzegania przykazań jak i do akceptacji Kościoła. I odwrotnie: brak Wiary może sprzyjać decyzjom o wkroczeniu na drogę życia niezgodną z przykazaniami, a także nieprzychylnemu stosunkowi do Kościoła. Mocno zmotywowani do obrony Kościoła mogą być ludzie niewierzący, którzy na związku z nim zbudowali własną pozycję społeczną, bądź moralną samoocenę. Krytyka bądź pochwała Kościoła-instytucji może pochodzić ze strony wszystkich grup: wierzących/niewierzących, przestrzegających/nie przestrzegających przykazań. Nie to mnie dziwi, a poziom argumentów, po które się sięga, zwłaszcza wszechobecna generalizacja.

 

A Księża… cóż, są ludźmi takimi jak my wszyscy, ale żyjącymi pod znacznie większą presją społeczną. Nieustannej ocenie podlega nie tylko ich Wiara i Prawość, ale też takie elementy jak witalność, wygląd, zdolności organizatorskie i menedżerskie, talenty aktorskie, czy umiejętności interpersonalne. Po obejrzeniu w TV Księdza Sadkiewicza, którego wspomina Klemens, rozmawialiśmy z R. o jego dużych predyspozycjach: urodzie, głosie, sposobie wypowiadania się. (gdy tymczasem jego baza szpiku, czy parafialna siłownia stały sobie cicho na uboczu). Tacy jesteśmy, powierzchowni. Tymczasem okoliczności, w jakich wchodzimy w bezpośrednie relacje z Księżmi (m.in. lekcje religii, kolęda) bywają stresujące dla obu stron. Niełatwo Księdzu zdać taki egzamin, zwłaszcza, że puszczany jest na szerokie wody bez dostatecznego przygotowania i wsparcia.

 

Nauczyciel, który jest świetnym fachowcem, zajmuje się dziećmi zdolnymi, wymyśla mnóstwo projektów, poświęca uczniom własny czas i energię, ale czasem wydrze się w holu na nieokrzesanych podopiecznych, jest oceniany właśnie za ten krzyk, a jak nie daj Boże któremuś przyłoży – podlega negatywnej weryfikacji bez względu na zasługi, a sprawa długo leży cieniem na opinii szkoły. Podobnie ocenia się przedstawicieli Kościoła. To, co dobre – postrzegane jest jako normalne, to, co złe – jest uwypuklane i w efekcie szkodzi instytucji. A media zajmują się tym, co medialne. Powód? Patrz pierwsze zdanie notki.

 

Dopadło mnie bardzo silne przeziębienie, ale Doktor Iwcia mnie leczy z rewelacyjnym skutkiem :-D. Aby do Świąt.

 

 

fanaberka : :
gru 18 2005 BWI
Komentarze: 29

Dostałam maila od tajemniczego ludka :-) z linkiem i pytaniem: „i co ty na to, F.?”

 

Wybiórcza przytacza fragment listu do wiernych, autorstwa Proboszcza z Bielska-Białej:

 

"Nasza wizyta duszpasterska w adwencie lub w okresie Bożego Narodzenia ma na celu przyniesienie błogosławieństwa Bożego do Waszej Rodziny. (...) Zamknięte drzwi czy celowa nieobecność jest znakiem, że nie zależy nam na pomocy Bożej ani duszpasterskiej opiece parafii, tak też ten fakt będzie odczytany przez duszpasterzy, gdy w grę będzie wchodziło wydawanie zaświadczeń uprawniających do spełniania funkcji chrzestnego lub chrzestnej oraz przy organizowaniu chrześcijańskiego pogrzebu w pełnym wymiarze. (...) Tradycyjne ofiary składamy księdzu nawiedzającemu rodziny. Niemożliwość złożenia ofiary z powodu trudnej sytuacji materialnej rodziny nie powinna być przyczyną nieprzyjęcia kolędy. Prosimy też o złożenie do skarbonki ministrantom drobnych ofiar". - napisał w liście do wiernych Ksiądz Proboszcz.

 

Zszokowała mnie agresywna nawałnica na forum, kręcąca się wokół pieniędzy, pazerności i chciwości duszpasterzy, gdy ja tymczasem tę część listu bielskiego proboszcza, która dotyczy dobrowolnych ofiar, uważam za uczciwą, pozbawioną hipokryzji i bardziej porządkującą niż jątrzącą.

 

Nie podoba mi się pierwsza część listu, brzmi agresywnie i przypuszczam, że może wywołać niechęć i złość. Pomijam obecność szantażu – to zbyt oczywiste. Myślę, że robienie afery z faktu nie przyjmowania kolędy jest błędem. Kolęda to nie egzamin wiary, ani nawet stosunku do parafii czy księży, zwłaszcza, gdy przyczyny odmowy pozostają nierozpoznane. To mogą być kompleksy, lęk przed wypytywaniem, sprawdzaniem, osądzeniem, choćby z powodu niezgodnego z regułą życia sakramentalnego (np. brak ślubu), albo inne okoliczności, sprawy i sprawki, o których czasem wie tylko Bóg. Czynnikiem jątrzącym może być domniemany brak chęci służenia wiernym, wypartej przez wyartykułowane pragnienie dominacji i władzy. Nie wiem, czy proboszcz ma prawo do czegokolwiek przymuszać, raczej ma prawo akceptować parafian i szanować ich decyzje.

 

Osobiście nie odczytuję listu jako przesłania: „chcę was odwiedzić, pobłogosławić, pomodlić się z wami, porozmawiać,”, lecz raczej „przeegzaminuję was, mam nad wami władzę, zamierzam ją wykorzystać, datki mile widziane”.

 

I jeszcze jedna, moim zdaniem ważna sprawa. Nie wiem, czy krótka duszpasterska wizyta zdoła przybliżyć ludziom Pana Boga. Być może, w sprzyjających warunkach, ma szansę przybliżyć Kościół. Tymczasem – moim zdaniem – „nadgorliwość” bielskiego proboszcza  szkodzi Kościołowi, o którym i tak różnie się mówi, że chce przejąć władzę, że nie szanuje ludzi, że modli się za pieniądze, itp.

 

Podobno bielski Ksiądz jest dobrotliwym staruszkiem, który zwyczajnie się zapędził i strzelił gafę. Jest też Proboszczem i przedstawicielem Bardzo Ważnej Instytucji.

 

A Wybiórcza nie śpi.

 

 

fanaberka : :
gru 16 2005 kury i koguty
Komentarze: 6

Wojtek i Zajec (koledzy Kamy) stali przy ołtarzu obok Humiego (wszyscy są ministrantami). „To twoja dziewczyna” – wskazał Kamę Zajec, ale Humi zainteresował się jej wyrośniętą koleżanką. „Byłem z nią w nocy w łóżku – pochwalił się (jak zwykle) - dzisiaj znów do niej pójdę”.

 

Wojtek myślał, że Humi opowiada o Kamie, a potem naśmiewał się z niej pod kościołem.

 

A kilka dni wcześniej cały kościół naśmiewał się z Wojtka.

 

„Wojtek z Humin ganiali koguta. Humi przychodzi w nocy do Wojtka, robią w łóżku różne rzeczy” – nabijał się Zajec. Zadowolony (jak zwykle) Humi nie zaprzeczał, wszyscy się darli i nabijali, a Kama dosłownie pękała ze śmiechu.

 

W dniu, kiedy Humi pomagał „jakiejś babie” pozbierać z ulicy kury-uciekinierki, Wojtek przez całą drogę ze szkoły miał pretensję do Zajca i innych kolegów o zepsuty trening. Gdy chłopcy się oddalili, Wojtek pomógł Humiemu przy tych kurach, a po południu Humi zaszedł po niego do domu i razem poszli do kościoła.

 

A czemu trening się nie udał i co się wydarzyło kilka dni wcześniej – to oddzielna historia, a właściwie dwie. Pewnie już ich nie opiszę, choćby z powodu zmęczenia materiału.

 

Kolejne dwie godziny spędziłam na rozmowie z uczniami. Chcieli mówić i sądzę, że wiele się wyjaśniło, choć to jeszcze nie koniec.

 

Przyszła mama Kamy z krzykiem, że jestem niesprawiedliwa, karząc tylko Kamę, choć moim zdaniem na razie nie ukarałam nikogo. Została pięć minut, po czym nakrzyczała na mnie, że pozwalam chłopakom grać na zwłokę, że ona nie ma czasu na takie bzdury. Że słucham tych głupot, zamiast raz a dobrze zrobić z tym wszystkim porządek. „Właśnie że pani dobrze z nami rozmawia” - wstawił się za mną Zajec.

 

Nie zawsze wiem, co robię dobrze, a co źle. Czuję się zdana tylko na siebie. Rzadko piszę o szkole na blogu.

 

A jutro Europa.

 

 

fanaberka : :
gru 14 2005 Humi
Komentarze: 12

Zostałam w szkole dwie godziny po lekcjach, żeby porozmawiać z uczniami.

 

Kama poszła wieczorem do kościoła. Pod koniec rekolekcji ksiądz kazał utworzyć koło i chwycić się za ręce. Tak się złożyło, że Kama musiała schwycić jakiegoś małego, nieznanego jej ministranta. Zauważył to ministrant Wojtek, kolega z klasy, śmiał się głośno i wytykał ją palcami. „W nocy Humi przyjdzie ci do łóżka” – darł się pod kościołem i na ulicy. Humi też jest ministrantem).

 

Kama chciała się komuś poskarżyć, ale nie mogła martwić mamy, bo i tak tego dnia przyszło upomnienie od firmy windykacyjnej. Tata Kamy przed rozwodem sprzedał samochód i zabrał pieniądze, a weksel podpisany był przez mamę. Dług z odsetkami urósł do 40 tysięcy, nie wiadomo, co z nimi będzie.

 

Od rana w szkole wszyscy chłopcy z klasy krzyczeli za Kamą „Humi, Humi przyjdzie do niej do łóżka” i jak zwykle przekręcali jej nazwisko w taki sposób, że kojarzyło się z penisem. W drodze do domu spotkała chłopaków z innej szkoły, znajomych z oazy i drużyny harcerskiej. Oni też się za nią darli, przekręcając i wulgaryzując jej nazwisko. Zwierzyła się ze wszystkiego starszemu bratu, gimnazjaliście, ale on nic nie może zrobić, bo jego też przezywają. Chciała się poskarżyć, ale nie miała komu.

 

Rano Lilka odezwała się do niej na gadu. A Lilka jest taka, że zawsze wszystko wypaple swoim rodzicom. Z każdą najmniejszą rzeczą leci do matki i ojca, i gada. Nie uchowa się w klasie żadna tajemnica. Lilka idzie do domu i gada, gada, gada.

 

Przebieg rozmowy Kamy z Lilką – notka niżej.

 

Kama nie wie, czy ma za co przepraszać, nie wie też, czy sprawiła Lilce przykrość, nie myślała o tym. Lilka powinna wiedzieć, że to nie było na serio. Przecież wszyscy się tak zachowują., wszyscy chłopcy używają takich zwrotów i słów.

 

Za 10 minut wracam do szkoły, na spotkanie z rodzicami. Mam stracha, że sobie nie poradzę. Ufff.

 

 

fanaberka : :
gru 13 2005 gadu-gadu nocą, baju-baju w dzień
Komentarze: 11

Zadzwonił ojciec dziesięcioletniej Lilki z mojej klasy, poprosił o rozmowę a potem przyszedł z dyskietką:

 

Lilka

halo co robisz

Kama

spierdalaj guwniaro

Kama

spierdalaj

Lilka

kamusia czemu tak

Kama

spierdalaj

Kama

huj ci w dupe

Kama

i w pusty mózg

Lilka

obraziłam się ale będę pisać

Kama

pierdol się z debilem

Kama

idz się ruchac <rucha>

Lilka

<nie odpada>

Kama

idz się chrzań z muchą

Lilka

ty glupia jestes?

Kama

raczej ty

Kama

pierdol się

Kama

najlepiej z olką

Kama

huj ci w zad

Lilka

a dlaczego

Kama

bo się poskarżylas olce skarzypyto

 

fanaberka : :
gru 11 2005 PRIORYTETY
Komentarze: 9

nad sprawozdanie

przedkładam pranie

 

fanaberka : :
gru 11 2005 jubileusz
Komentarze: 10

Napisałam ten tekst w komentach na znajomym blogu :-), ale sporo tego wyszło, więc mu pożałowałam i przekleiłam do siebie.

 

Głośno się zrobiło o Radiu Maryja. Wywiad w Dużym Formacie ujawnił pewne cechy totalitaryzmu ideologicznego organizacji Ojca Ryzyka, jak ograniczenie dopływu informacji z zewnątrz (bo to szkodzi rozwojowi duchowemu), sieć dobrowolnych konfidentów (którym grupa staje się wdzięczna).

 

Zdarzyło mi się na blogu obsmarować Świętą Radiostację. Byłam świadkiem manipulacji przy wprowadzaniu Radia do niewielkiej, wiejskiej społeczności.

 

Na początku był stres, psychiczna konieczność wydania dużej sumy na zakup radia do odbioru Radia. Potem przypływ euforii, radość z „miłości” i opieki Ojca. Potem prosty, klarowny obraz rzeczywistości, jasne określenie kto swój (słuchacze Radia), a kto wróg (np. niegospodarny miejscowy proboszcz), proste rozwiązania problemów (wystarczy zapłacić), kontrola informacji (zablokowane pokrętło).

 

To bardzo przykre widzieć, jak autentyczne, duchowe poszukiwania tych prostych, ale mądrych ludzi są ekonomicznie eksploatowane, jak punkt ciężkości stopniowo przesuwa się od kultu Idei do kultu Ojca, jakiej biegłości nabierają oni w posługiwaniu się sloganami, zastępującymi własne myślenie i jak trudno jest z nimi rozmawiać.

Obserwuję np. pomieszanie porządków (religijnego z ekonomicznym) – comiesięczne wpłacanie pewnych sum jest warunkiem Zbawienia własnego i zmarłych krewnych. Następuje pomieszanie sfer (np. intymnej z publiczną) – klienci Ojca czują się jego przyjaciółmi, a wrogów Radiostacji uważają za własnych nieprzyjaciół. Zabiegają o jego łaski, nie wyobrażają sobie odejścia z grupy słuchaczy, panicznie boją się odrzucenia, jakby to groziło co najmniej śmiercią duszy.

 

Słyszałam jak po publikacji w DF dziennikarz wolnego radia bez trudu zapędził Ojca Ryzyka w kozi róg, a za chwilę zadzwonił oburzony słuchacz, i długo przemawiał drżącym ze wzruszenia głosem.

 

Trudno jest nie ulec manipulacji, nie wpaść w pułapkę, gdy jednocześnie naruszona jest i wolność i prawda.

 

fanaberka : :
gru 09 2005 kolejna żałosna notka
Komentarze: 6

„Jest ciężko, Opieka nie chce płacić, chyba będę musiała pójść do pracy” – wzdychała ciężko matka dwojga dzieci w wieku późnopodstawówkowym. Kiedyś pracowała przez tydzień, musiała dojeżdżać i pamięta, że to było bardzo męczące.

 

„Na jedzenie ich nie stać, ale na wódkę i papierosy zawsze mają” – wkurzał się Ksiądz.

 

„A ja mam to w dupie, co ich starzy robią z forsą. Każdy głodomór ma dostać bułkę, mleko, a jak trzeba to i obiad”. To zdanie B. Popieram ją.

 

Rzadko ktoś pyta, skąd pochodzi kasa. Głównie dziadujemy, ale też zarabiamy, a to w warunkach szkolnych i w zgodzie z prawem nie jest proste. Mamy za sobą tłusty tydzień: imprezy dla uczniów i kurs dla nauczycieli. Wspólnymi siłami zarobiłyśmy dwie setki. Żałosne to wszystko.

 

Leży śnieg. Nie widziałam, kiedy spadł, było ciemno, gdy szłam do szkoły i kiedy wracałam do domu. Nawet nie wiem, kiedy mi założyli nowe okna, zdziwił mnie brak przeciągów :-) Powinnam jeszcze zajrzeć do literatury, dobrze, że prawie wszystko jest w necie. Jutro po raz trzeci przekroczę granicę świata opływającego w dobrodziejstwa unijnej kasy. To też żałosne.

 

fanaberka : :
gru 09 2005 tańczy śpiewa recytuje pierze sprząta...
Komentarze: 5

gdzie ta zima, grudy ni(e;-) ma

puchu też nie

grudzień – poduszka, pierzyna

zmieniam składam układam

nie jest źle

spokój nocy

wcześniej dotyk

kropla zmyśleń wyśnień

zanim sen

pod pierzyną mnie zmieni

w puch

grudę

albo mgłę

 

fanaberka : :
gru 07 2005 jak leczyłam Iwcię z arachnofobii, czyli...
Komentarze: 41

Dzisiaj w szkole. Wklejam, bo fajna fotka.

 

fanaberka : :
gru 07 2005 przez okno w autobusie
Komentarze: 4

 

fanaberka : :
gru 02 2005 07 zgłoś się, czyli Jarosław Marek Rymkiewicz...
Komentarze: 6

150 lat temu nieznany sprawca otruł Adama Mickiewicza. Rymkiewicz, na drodze wnikliwej (;-)))) analizy tekstów źródłowych i błyskotliwej (godnej samego Sherlocka Holmesa ;-)))) dedukcji, zacieśnia krąg podejrzanych do trzech osób. Jedną z nich jest pani Rudnicka, żona wynalazcy perpetum mobile.

 

Gorąco polecam króciutki fragment referatu Rymkiewicza ;-)))

 

 

"Była to - pisał Bednarczyk - silna, młoda i dobra kobieta [...] pobiegła zgotować rumianku, […] na spirytusie zgotowany rumianek w jednej chwili był gotów".

 

Kuchnia w domu na Jeni Szeri, […] pani Rudnicka stoi przy kuchennym piecu, wprzód rozgarnia, niecąc ogień, węgle pod fajerką, a potem stawia na ogniu naczynie ze spirytusem (jakiś mały garnek) i wrzuca doń drobne żółte kwiatki rumianku. Pojawia się pytanie, co jeszcze ma tam zamiar dorzucić. Drugie zaś pytanie, które można by postawić rumiankowi, dotyczy jego konsystencji oraz mocy - czy pani Rudnicka, przecedziwszy tę straszną miksturę (widzimy, jak przez brudną szmatkę przelewa swój rumiankowy spirytus z małego garnka do kubeczka, z którego będzie poić Mickiewicza) - a zatem czy pani Rudnicka, przecedziwszy alkohol, także go rozwodniła. Tak czy inaczej - czy to był czysty spirytus z rumiankiem, czy spirytus rozwodniony, rodzaj rumiankowej pośpiesznej nalewki - Mickiewicz czegoś takiego pić nie chciał. Lub, ponieważ był w agonii, pić nie mógł - nawet jeśli chciałby. … Nie znaczy to, oczywiście, że odrobina tego napoju nie przedostała się do gardła poety - kiedy Bednarczyk walczył ze szczękami Mickiewicza, a pani Rudnicka przechylała kubek, coś mogło się przelać przez zaciśnięte zęby. Mogło to być tylko kilka kropel.

 

 

Mam kilka praktycznych uwag:

 

Garnek z łatwopalnym spirytusem, postawiony wśród rozżarzonych węgli, to nie mikstura, ale istna bomba ogniowa.

W sytuacjach wymagających pośpiechu, zamiast rozniecać ogień pod kuchennym blatem, dogodniej jest skorzystać z kuchenki spirytusowej.

Wyobrażam sobie, jak pani Rudnicka podpala spirytusowy palnik i szybko zaparza zwykłą herbatkę rumiankową.

 

Tyle, że przyziemne to jakieś, nudne i mdłe.

 

Ech, poloniści…

:-DDDDD

 

* „Kto otruł Mickiewicza oraz jak to zrobił. Teoria okazji”. JAROSŁAW MAREK RYMKIEWICZ poeta, badacz literatury

 

fanaberka : :
gru 01 2005 oczekiwanie
Komentarze: 3

Kręcili się niespokojnie w kącie między ladą a regałem z chipsami. Co chwila któryś z nich podchodził do oszklonych drzwi i wpatrywał się w chodnik przed sklepem.

 

„Mówię ci, k…., jego stary, wiesz, ten co wtedy zamarzł przy Chełmskiej, zawsze cały adwent nie pił. Gotował taki klej, jak to k… śmierdziało.”

 

Osierocony przed 30 laty Włodek spóźniał się ze swoją składką na tani alkohol. Dzięki tej niepunktualności, ja i właściciel sklepiku dowiedzieliśmy się o ładnych szopkach, budowanych każdego roku, w adwencie, przez zamarzniętego w pobliskich krzakach nieszczęśnika. Tworzywo budowli stanowiły listewki i słoma, a figurki Józefa i Maryi ulepione były z jakiegoś ciasta i pomalowane szkolnymi farbami. Rzeźby zajmowały swoje miejsce w szopce jeszcze przed doklejeniem dachu, a wysłana siankiem przestrzeń między nimi pozostawała pusta. Nikt nie widział skończonego dzieła, może tylko oczekiwany niecierpliwie Włodek, ale on się spóźniał.

 

fanaberka : :