Archiwum maj 2004


maj 31 2004 Jest niedobrze! Internet siostry tak źle...
Komentarze: 15

To był kiepski czas na rozpoczynanie tych spraw...

 

Obie sale operacyjne czynne całą noc, żaden z chirurgów nie zmrużył oka, zapłakane salowe sprzątały podłogi, łóżka, łazienki z wszelkich możliwych rodzajów pozostałości po hulance z okazji telewizyjnej Biesiady. Strażak miał pecha: łóżko w TEJ sali, zielony monitor, pi-pi i te sprawy... związali go bandażami gdy trzeźwiał. W odwiedzinach trzy kobiety-trzy pokolenia (podobno matka, żona i córka)... krzyk „kurwy, kurwy, kurwy”... matka wyszła zapłakana.

 

A dla mnie schody pod górę: dyskwalifikacja anestezjologiczna! Nie ze mną te numery, dawno nie byłam w lepszej formie i cholera by mnie wzięła, gdyby mi to przełożyli na jesień!

Potem komplikacje (a jakże), nie pamiętam, żebym kiedyś czuła się tak podle.

I tamten poranek... a niech mnie boli, zrezygnowałam z zastrzyku, po którym śnią się horrory... słyszałam, jak pi-pi w pokoju Strażaka zmieniło częstotliwość, potem alarm, zamieszanie...

Drzwi do przyszpitalnego parku były otwarte: bezchmurne niebo, wschód słońca, starodrzew, ptaki, parkowa ławka... Wróciłam po obchodzie: ordynator pogroził mi paluchem, w pokoju Strażaka puste łóżko, ciemny monitor, cisza.

 

A potem zwrot akcji:

Po nowych tabletkach ciało i humor OK.

Przywożą faceta podejrzanego o wyrostek, a okazuje się, że to tasiemiec, hmmmm... jak to pozory mylą :-)))))))))

Pozbawiony woreczka ekolog pokazuje mi bocianie gniazdo na dachu porodówki!!! To już wiadomo, kto tutaj przynosi dzieci!

R. się wkurza (mam nadzieję, że na niby), gdy Iwcia przez telefon czyta mi Wasze blogi.

 

Dziewczyna spadła z drabiny, cały dzień siedzi z nią chłopak. Podglądam ich – poznali się rok temu na jakimś regionalnym czacie, opowiadają mi swoje pierwsze realne spotkanie, przerywają sobie, dodają szczegóły, śmieją się, obejmują. Nie słyszeli o blogach.

 

Nie ma mowy o spaniu: zgrzybiała pani Jasia mocnym chrapliwym głosem wykrzykuje sentencję „O Jezu, Jezu, lepiej jeść niż pracować” (powtórzenie ok. 1000 razy)

Pielęgniarka: Umie się pani modlić?

Pani Jasia: Umiem.

Pielęgniarka: To może się pani pomodli.

Pani Jasia: O Jezu, Jezu, lepiej jeść niż pracować (powtórzenie ok. 1000 razy)

Lekarz: Co panią boli? Ręka? Noga? Tyłek?

Pani Jasia: Wszystko mnie tak jakoś cipie. O Jezu, Jezu, lepiej jeść niż pracować (powtórzenie ok. 1000 razy do trzeciej nad ranem)

Funiek – mąż pani Jasi, posiadacz 9 hektarów i wysokiej emerytury (!!!!! :-))))))) opowiada, że żona spędziła życie w łóżku na chorowaniu, czytaniu książek i układaniu wierszy.

 

W niedzielę bezrobotni chirurdzy, czekający na ofiary miejscowego odpustu, skorzy są do żartów i wygłupów. Pan Ordynator całuje mnie w rękę (?????, moi znajomi chyba już tego nie robią) i zaprasza wkrótce, oczywiście wyłącznie towarzysko.

Dziś przed wyjściem nie zgadzam się na przerzedzenie szwów.

Instrumentariuszka: To co z nią robimy, panie doktorze?

Ordynator: Dobra, jak już rządzi, to niech rządzi do końca.

Ja: ??????????

 

Przy drzwiach wejściowych (dla mnie wyjściowych) Funiek rozmawia z siwym facetem:

Funiek: Pana żona jeszcze żyje?

Siwy: Żyje.

Funiek: A ile ma lat?

Siwy: Trzy lata młodsza ode mnie.

Funiek: Ooooo! To tylko jej patrzeć...

 

No i mam to za sobą. Nie było się czego bać... i w ogóle nie ma o czym mówić.

 

Może zawiozą mnie do Taty...

 

fanaberka : :
maj 30 2004 iwcia-iwon w imieniu Fanaberki
Komentarze: 8

Rozmawialam przed chwilą z Fanaberką, która czuje się na tyle dobrze, że juz jutro wychodzi ze szpitala. Pozdrowienia dla blogowiczów!

fanaberka : :
maj 22 2004 nie wiem jaki dać tytuł, przecież nie...
Komentarze: 33

Nie chce mi się jechać. Nie boję się jak za pierwszym razem, już wiem, że to nie takie straszne i że da się żyć bez niektórych narządów wewnętrznych, to raczej jakiś rodzaj tremy...

Na wszelki wypadek to napiszę. I to nie żart.

Kochana Rodzinko, jakby coś poszło nie po mojej myśli, to żądam kremacji. Nie chcę zostać zamknięta w pudle, bez możliwości ucieczki i osaczona przez czterech facetów w czarnych ubraniach i białych rękawiczkach, o sztucznie smutnych twarzach, nieznajomych... a fuj! A facet z urną ma mieć przykazane, żeby miał normalny wyraz twarzy, może być uśmiechnięty, jeśli mu np. akurat kwitnie życie osobiste i żeby mi kurcze nie zajeżdżał jakimś wczorajszym alkoholem, bo to się zdarza w tej branży, ale nie ma prawa zdarzyć się tym razem.A R. niech nawet nie myśli o topieniu smutku w czym popadnie, niech się raczej szybko rozejrzy, bo świat jest pełen fajnych, samotnych kobiet, tylko żeby mi to nie była jakś najgorsza pokraka i zaraza! A wy Dzieci żyjcie po swojemu, ale nigdy po trupach. I to by było na tyle.

Kurcze bym zapomniała: A ty Klemens masz mi się włamać na bloga i w moim imieniu napisać jakąś fajną notkę, tylko nie odwal kaszany, masz się postarać. Chyba, że to faktycznie wyrostek i akurat będziesz zajęty.

Jutro imieniny Iwci a ja z samego rana muszę wsiąść do autobusu. Życzę Ci Iwcia prawdziwej miłości, prawdziwej przyjaźni i żebyś nigdy w życiu nie czuła się opuszczona i samotna.

Wiem, że za tydzień znów tu zajrzę, a za dwa tygodnie nawet z własnego kompa, ale jakoś tak mi chodzą po głowie te procenty...

fanaberka : :
maj 22 2004 R. spał, gdy wróciłam z gór, nie chciałam...
Komentarze: 12

Pięknie!!! Apollo uciekł do Mateły i słusznie.
Wracam i co? Dysk sformatowany, nawet nie ma Worda, nie umiem odebrać poczty, nie pamiętam hasła do gg, aparat nie zainstalowany, Corel... sama nie wiem co jeszcze straciłam.
 
Zobaczyłam Zakopane. To był mój pierwszy raz. Mają tam fajne reklamy, zdarza się, że spod kolorowego tworzywa wystaje kawałek jakiejś hałupy z bali przykrytej stromym dachem.Poraziło mnie otoczenie Teatru Witkacego (byłam tam zakwaterowana na zapleczu). To siedziba TEGO teatru? Na pewno?
Kościoły... żadnych doznań prócz zawrotów głowy od nadmiaru rzeźbionego drewna. Dziwny stary cmentarz, poczerniałe drewno, kamienie, rośliny skalne, wiele znanych nazwisk i niespodzianka: niezwykły, nowy nagrobek tych dwóch ratowników górskich, z przejmującą, przemawiającą do wyobraźni rzeźbą, dającą złudzenie ruchu spadających, rozbijających się o skały ciał...
Góry zaśnieżone, Giewont za oknem jakiś płaski, nierealny, jak ogromna widokówka...
Na szlaku góry prawdziwieją, tuż przed Czarnym Stawem przewodnik zarządza odwrót, za dużo śniegu, złe buty...
Marsz jest jak pradawny taniec: odgłosy tupania, rytmiczne ruchy nóg, rąk i całego ciała wywołują ten szczególny stan  zaniku barier, otwartości na opowieść człowieka, znajomego z imienia, profilu i kilku godzin wędrówki w tę samą stronę...Historia jakich być może wiele, opowiedziana językiem poety: łańcuszek bólu, pragnienie przerwania go, poczucie bezsilności, zawierzenie Opatrzności, odkrycie Wiary... To trzecia w tym roku osoba, od której słyszę, że wierzy.

 

fanaberka : :
maj 18 2004 wypięte jest nieostre!!!!!!
Komentarze: 25

Ostatni dzień pracy trwa. To blisko domu, wpadłam na godzinkę relaksu. Jutro o świcie wyjazd do Zakopca, szkoda, że służbowy.

A co mi tam... Zaraz tu wkleję obiecaną fotkę autorstwa iwci_iwon: fajnie wyglądamy: Klemens jak mafiozo, ja jak piramida. Szkoda, że aparat bez samowyzwalacza… trudno, zdjęcia Iwci dostępne na stronie Kanikogradu :-)))))))).

 

A jutro zobaczę góry, niektórzy codziennie oglądają, takim to dobrze....

 

fanaberka : :
maj 17 2004 :-)))))))))))))))))))))))))))))))00
Komentarze: 17

Ech ten Klemens… Umówiliśmy się co do notek o naszym spotkaniu, po pracy lekko podekscytowana włączam kompa i co widzę? Cytuję:

 

blogowe spotkanie

Myślałem, że to jakaś stara pijaczka podnosi się powoli z podłogi, wypinając tyłek, pokazując brudne nogi w strzępach rajstop. Ale ta czarna skóra, te plakietki, te włosy blond... Wątpliwości prysły, gdy zobaczyłem jej siostrę”

 

 

Daję słowo, w pierwszej chwili pomyślałam, że te dwie, to Iwcia i ja, opis pasował jak ulał….

 

Iwcia uwieczniła nas na zdjęciu, dzisiaj wysłałam je Klemensowi do oceny, jeśli je zaakceptuje i się zgodzi, to umieszczę je na blogu, a co mi tam :-). (Jak fotki nie będzie, to będzie znaczyło, że skrewił).

 

Napisałam tu coś wczoraj, chciałam poprawić byka, to mi zniknęło. A teraz czeka mnie mnóstwo zaległej pisaniny. Jutro ostatni dzień pracy przed dłuuuuugą przerwą.

 

 

fanaberka : :
maj 16 2004 rencontre au sommet :-)))))
Komentarze: 10

Rok temu zmieniliśmy modem na stałe łącze: potem codzienny kontakt z netem, blogowanie, fascynacja blogowymi ludźmi, zaangażowanie w blogowe sprawy, a teraz spotkanie z Klemensem.

To Iwcia była organizatorem i szefem tej ekspedycji. Nie wszystko szło zgodnie z planem… Była krótka, pomidorowa chwila, gdy Klemens się spóźniał a z numerem telefonu coś było nie tak… Iwcia sprowadziła mnie do pionu: „Jeśli chcesz sobie pomyśleć coś takiego, to nawet nie próbuj!”

Wystarczył mi jeden rzut oka, on poznał nas dopiero od drugiego wejrzenia. Podobno ja z grubsza pasowałam do netowego wizerunku, to z Iwcią wszystko było inaczej (wiedziałam!!!).

Uścisk dłoni, no kurcze, chyba chciałam całowania w policzek, tak jak między dobrymi znajomymi, ale jak nie, to nie!

Jakiś lokalik, nie, nie siądę naprzeciwko, zajmuję miejsce obok, chyba dla bezpieczeństwa, żeby móc schować twarz we włosach (no to jak to jest, dobrzy znajomi czy nie dobrzy?). Wszyscy stremowani, to trwa przez pewien czas. O co chodzi z tą tremą…

Tematy od R. poprzez Matełę, Apolla, Paskudę, plany Iwci na przyszłość… no tak, Klemens cichy, delikatny, ale to on kieruje rozmową. Chodzą mi po głowie jakieś pytania, ale nie umiem ich zadać…  No i oczywiście blogi: Klemens mocno reaguje, jeży się na wspomnienie ostrych tekstów Iwci o dzieciach, o porodach. Ech, w cztery oczy nie umiem tego przyznać: tak, zdarza mi się płakać do klawiatury. Zbywamy półsłówkami wszelkiej maści pomidory, na tapecie początek blogowej przygody i jej przyszłość (??????).

Klemens ma wszystko, co lubię i cenię: młodość, urodę, ciepły głos, szczerą twarz, miły uśmiech, otwarte spojrzenie. Hm… wyobrażałam sobie, że jest brzydszy i bardziej przebojowy (wybacz, Klemensie, ale pamiętasz, żadnego ściemniania, tak?)

Czuję, że mogłabym tak jeszcze posiedzieć koło tego faceta, o którym wiem więcej, niż o ludziach, których rzekomo znam od lat, koło mojej niezwykłej córki, która poprzez bloga zdradziła mi swoją tajemnicę, ale cóż… Na ulicy ulewa, nikt nie ma parasola, lekceważę swój wygląd zmokłej kury, przez chwilę obawiam się, czy się nie przeziębiłam, za 10 dni Próba Dwa! Czy warto było odwoływać wyjazd… co to za pytanie? Opiszemy to sobie na blogach? Pewnie, że tak! I żadnych podbarwień, OK? Jeszcze uścisk dłoni, tramwaj…

Może jeszcze kiedyś, kto wie?

 

fanaberka : :
maj 15 2004 on istnieje
Komentarze: 13

Kafejka na Centralnym, Iwcia przy sąsiednim kompie, Klemens w tramwaju Nr 17 oddala się w stronę Woronicza. mam mało czasu, chcę zdążyć do domu na telewizję :-) Sądzę, że w domowym zaciszu opiszę to spotkanie, może opowiem jaki On jest. Teraz powiem tylko, że jest Bardzo, o wiele Bardziej, niż podejrzewałam. I warto było zmoknąć. I tak w ogóle, to dziwna rzecz ten internet.

fanaberka : :
maj 11 2004 Poranne półgodzinne wykręcanie tego samego...
Komentarze: 21

Burza przyszła naprawdę niespodziewanie, stałam bez parasola, w strugach deszczu na przejściu dla pieszych, chodnik wąski, bez możliwości wycofania się. Sznur samochodów posuwał się raczej wolno w wielkiej kałuży, w jaką zamieniła się ulica, ale wystarczająco szybko, żeby pryskać błotem spod kół. Błagalne gesty w stronę kierowców – brak reakcji. Cholera, miałam się nie mazgaić. Po kilku długich minutach pojawiła się naturalna przerwa w kolumnie…

 

Ma pani błoto na twarzy – powiedziała lekarka, przyjęła czekoladki, z uśmiechem wypisała papierek.

 

No to skierowanie już mam. Szkoda, że już chyba nie mam tej fajnej, jasnej kurtki…

I na razie koniec z bagnistymi ekscesami, od jutra muszę się starać nie przeziębiać, odżywiać się i wysypiać. Hmm…. :-)))))

 

fanaberka : :
maj 10 2004 tak się teraz zastanawiam, czy to przypadkiem...
Komentarze: 18

Obraził mi się synuś, oj obraził, za brak obiadu na czas.

W pracy niespodziewana propozycja i szybka decyzja: I tak pada, jak zmoknąć, to na całego, jedziemy. Kierunek: Bagna Całowanie.

Trochę rozczarowana… w takich miejscach lubię powydeptywać własne ścieżki. Nie obchodzą mnie te wszystkie nazwy, wiadomości, nie chcę znowu studiować, chcę zobaczyć, jakie to jest, podejrzeć, podsłuchać, pobyć w tamtym świecie. I niekoniecznie pragnę usłyszeć, że to wielkie to żuraw, a te białe kwiaty, to bagno i Bobrek trójlistkowy.

Las w deszczu soczyście zielony. To nie jagody tylko łochynie. Niemożliwe! W życiu bym na to nie wpadła!

R. to PRAWDZIWY ekolog, z nim jest całkiem inaczej, można oddalić się w swoją stronę, albo wspólnie posłuchać, jak jakieś duże larwy skrobią w zwalonym pniu. Potrzebny nam samochód, ale na razie remont domu, dzieci… a czas płynie i nie zawróci…

A dla ewentualnych zainteresowanych: cholerne bagno, cholerny bobrek i cholerne łochynie.

 

 

 

fanaberka : :
maj 09 2004 przed drugą kawą
Komentarze: 17

Nie śpię od świtu, łóżko mokre od potu. Zaczerwienione gardło to chyba niezłe wytłumaczenie. R. nadal w pracy, podobno na Uniwerku stan pełnej gotowości bojowej… podobno. Znowu umieram ze strachu, że ulegnie tej swojej jedynej prawdziwej miłości, że mnie zdradzi… Jedno piwo... Jakaś siła mnie pcha, żeby pojechać i przypilnować, uchronić, uratować … Współuzależnienie, dobrze mówię panie psychologu? Nie wierzy się, póki się nie doświadczy.

 

Chyba skorzystam z ogrodu, póki niebo bezchmurne a Paskuda zaspana. Czas na drugą kawę :-)

 

fanaberka : :
maj 08 2004 Jedna z tych beznadziejnych notek, co to...
Komentarze: 6

Kąpiąca się a potem susząca się sójka!!!!

Trawa rośnie już wszędzie, z wyjątkiem miejsc nawiedzanych przez Paskudę (tam nawet nieśmiertelny perz nie ma żadnych szans). Moje ręce, paznokcie… pasują do mojego roweru.

R. w pracy – w moich czasach na Juwenalia jeździło się do Krakowa. Jego ręce pasują do jego roweru.

Telefon od MW: trzeba wyegzekwować od Wielkiego P. należną mi kasę, tak, zajmie się tym, i czy może jestem przeziębiona… Jego ręce… Co ja plotę! On raczej nie ma roweru.

Tak, ja też chcę pogadać, pamiętam, że chciałam, ale nie dziś, nie przez telefon… Obiecałam maila, nie wiem… może jutro…

Dziwne to puste łóżko. Podobno dotyk uzależnia. Uzależnienia… coś by się znalazło: jeszcze kawa, praca, blogi…

 

 

fanaberka : :
maj 08 2004 Przerwałam nawożenie cyprysów, żeby to...
Komentarze: 12

Przerwałam nawożenie cyprysów, żeby to napisać, nie wiem, czemu to robię, skąd potrzeba upublicznienia tak intymnych zwierzeń. Zmęczyłam się, chciałam posiedzieć bez ruchu, komputer był włączony … Dobrze, wklejam, w końcu to mój blog.

-Włóż Żabo tamte pończoszki.

-Dobrze, ale będę Ci mówić Marlon.

-Pospiesz się Jenny.

-Daj mi minutę, Marlon.

Trochę zmagań, śmiech i żarty, jak to bywa wśród łysych koni. Ale to, co ważne i co się liczy, zaczyna się w powolności i ciszy.

-Może to zdejmiemy, jeśli ci niewygodnie. Kocham cię żono.

Uchylam tamte drzwi… tym razem tamto miejsce, jestem młoda i piękna, poznaję tamtego mężczyznę, on mnie dostrzega…

-Kochaj mnie mężu.

Mimo wszystko kochaj mnie.

 

fanaberka : :
maj 06 2004 zabajone
Komentarze: 20

BEZPIECZNI. Wyrok prawomocny, Wielki P nie ma już żadnej możliwości odwołania, KONIEC.

 

Trzy lata. Odcięcie prądu, potem eksmisja… wszystkie te uczucia człowieka, który w wielki piątek traci dom, depresja R., lęki dzieci... Wielki P nie szczędził nam atrakcji. Potem jak w książce, stare dokumenty na strychu i wiadomość, że MW został świetnym adwokatem…

 

Jaki tam szampan, lody zabajone wielka porcja!

Całe popołudnie przespałam w ogrodzie: w sosnach wiatr, przy ziemi nieruchome, stężałe powietrze. Pieką mnie policzki i usta – słońce, czy może Paskuda? Dotykała mnie nosem i kudłatym pyskiem.

 

R. powiedział, że Paskuda jest prawdopodobnie ostatnią przygarniętą przez niego znajdą, za kilkanaście lat już chyba nie odważy się wziąć odpowiedzialności za psa.

 

fanaberka : :
maj 04 2004 a po pracy
Komentarze: 25

Znowu ten słodki, intensywny zapach, znajomy, ale nie mogę zidentyfikować źródła. Winogrona w pąkach - musimy kupić nowy materac do spania w altanie..

Skończyłam rozsadę iglaków – w kompoście miliony dżdżownic, stonogi… R. gapi się na moje mini, przynosi lornetkę, śmieje się, to nie jest strój do pracy w ogrodzie! Przecież wiem.

 

Drzewka w ogrodzie nie doczekały się pszczół, dziś zrzuciły płatki – nie da się czekać w nieskończoność.

 

Ps. Jaki dziwny, niezwyły jest dziś księżyc, nigdy nie widziałam takiego księżyca.

 

fanaberka : :
maj 03 2004 a jutro w pracy czeka mnie niezły cyrk
Komentarze: 25

Niech tu na razie zostanie ten męski szablon. Zrobiłam to zdjęcie przez przednią szybę jadącego autobusu, a to czerwone, rozciągnięte i rozmazane na końcu drogi, to zachodzące słońce.

Dziwne… nie napisałam ani słowa o sprawie w sądzie (byłam świadkiem) i o spotkaniu z MW. Widzę, że MW, jako osoba z zewnątrz i spoza układów, jako adwokat zyskał na tym terenie niezłe uznanie. No i dobrze, cieszę się z kilku powodów (także osobistych :-)))

Od rana grzebałam na zmianę w ogródku i w literaturze fachowej. To pierwsze było przyjemne. Niezła ta książka od Iwci (oj, ostre to, wywrotowe, ale świetnie się czyta).

Na przemian grzmi i przypieka. Gdzieś w pobliżu coś zakwitło, pachnie oszałamiająco, szkoda, że wielkie, szorstkie łapska R. zajęte są jakimiś śrubkami (postkomunistyczna pralka zalała łazienkę). A co to za bzdury, czas zająć się obiadem!!!

A poza tym ciepło, zieleń, kwitnące drzewka i krzewy, zwierzęta, karmienie rozszczebiotanych piskląt, śpiew wypoczętych samczyków, bezpieczny ogród, niezwykły świat, niepowtarzalny…

 

fanaberka : :
maj 02 2004 jeszcze lanie i wakacje
Komentarze: 16

Pierwszy dzień w Unii rozpoczął mi się o 1.45, bo się obudziłam i nie mogłam zasnąć, jakieś przykre myśli, wyrzuty, niechęć do siebie za sposób, w jaki rozmawiałam z Baśką o zdrowiu jej córki… ale co tam, ciepłe mleko, ciepły brzuszek i pochrapywanie Europejczyka...

Rano odgłos poruszającej się klamki, tupotanie w przedpokoju,: do sypialni przyszła Paskuda. Czas na kawę: no już dobrze R., niech ci będzie, tym razem się poświęcę i zaparzę.

W ogrodzie piękne słońce, zakładamy kurtki, bierzemy kubeczki… jest 7.00, w „Zetce” zaczynają się wiadomości… trzeba posłuchać co tam w unii, zrzucamy kurtki, wracamy z kawą do łóżka: w Krakowie był hejnał, w Gdańsku bigos, w Irlandii fajerwerki.

A może w coś wsiądziemy i gdzieś pojedziemy? To jak to jest, paszporty potrzebne, czy już nie? – nie wiemy.

R. wstaje i jedzie na bazar po mięso dla Paskudy, ja zmieniam koszulkę na ciepłą, różową piżamkę w niebieskie mordki i wychodzę do ogrodu, podlewam świeżo zasadzone krzewy i drzewka.

Wrócił R.:

- I co Żabo, oddajesz się nałogowi?

- Nie mogę, blogi nie działają.

Myślę przez chwilę o Harley, Kruku i Klemensie :-)). Nieważne co sobie myślę, ważne że dobrze :-)))

Potem małe spięcie z R.: Woda w tej części ogrodu jest mi potrzebna już dziś, a nie po piętnastym! Do piętnastego to mi szlag trafi wszystkie sadzonki bukszpanów! Uważam na słowa (od dawna uważam), ale całą swoją osobą wyrażam WIELKIE niezadowolenie. R, wymięka i idzie na kompromis: przedłuża szlauf (jak to się pisze?) i jeszcze pomaga w podlewaniu.

Piotrek wychodzi do Mateły a potem do pracy, zostajemy sami.

Pryzmy kompostowe w fatalnym stanie: nic się do końca nie przekompostowało, w co mam powsadzać te ukorzenione sadzonki iglaków, które będą mi potrzebne dopiero po zrobieniu elewacji??? Pół godziny grzebania widłami i coś się wreszcie znalazło, towarek ekstra, napełniam doniczki.

Zaczepia mnie mała Ola, jest blada i smutna i mówi, że jej urósł za gruby ząb. Jej babcia dodaje, że Oli rosną okropnie brzydkie, wielkie zęby. Widzę bardzo ładne, normalne zęby w małej twarzy dziecka i mówię to. Ola się uśmiecha i szaleje na rowerze.

Wsadzam krzewy do doniczek, dzisiaj 22 sztuki, reszta musi poczekać na lepsze czasy. Agnieszka - ciocia Oli interesuje się sadzonkami, okazuje podziw i zazdrość. Umawiamy się, że przygotuje sobie miejsce w ogródku i będzie mogła sobie wybrać to, co zechce. Agnieszka dziwi się, że na pewien czas zniknęłam z oczu, mówię jej o szpitalu, jest zdziwiona, nic nie wiedziała, nie było żadnych plotek…

Dzwoni Iwcia z pytaniem, jak się czuję w Unii i z informacją, że z okazji wstąpienia przyjęła zaproszenie na obiad u teściowej (nareszcie!!!!!). I że chce dawać Maciusiowi korki z angielskiego, ale on się boi. Jedno zdanie na temat akcji Klemensa, potem narzekamy na blogowisko, kto to słyszał, żeby nie działało! Skandal!

Wieszam trzecie pranie (to doprawdy pasjonujące :-))))

Zamieszanie na ulicy: wiewiórka przenosi dzieci z dziupli w ścianie naszego domu na świerk sąsiadki i jedno dziecko zsuwa się na ziemię. Podniecona Paskuda idzie pod klucz. Jestem zła na sąsiada, że się wtrąca i łapie maleństwo. Na szczęście małe wiewiórki mają duże ząbki (ha ha ha), maleństwo ucieka i zakopuje się w piasku (coś podobnego!!!!), matka krąży po pobliskich drzewach. Wreszcie R, bierze sprawę w swoje ręce, zakłada rękawiczki, łapie maleństwo, włazi na drabinę i wsadza je do dziupli. Matka natychmiast wraca. Brawa!

Mateła na najlepszej części trawnika rozstawia bramki do butbula. Stanowczo zabraniam, wręczam paczkę trawy, pokazuję, gdzie siać i podlewać.

Czas się zbierać na imieniny. R. zaczyna szorowanie rąk, co nie jest łatwe po dziesięciodniowym urlopie. Ja wykonuję te wszystkie kąpiele, makijaże itp., a gdy kończę, R. nadal szoruje ręce… Niespodziewanie prosi mnie, żebym pojechała sama, nie czuje się tam dobrze i nie chce mu się setny raz tłumaczyć ze swego niepicia… delikatnie nalegam i za chwilę ustępuję, biorę prezent i złośliwie kręcąc pupą ruszam w stronę przystanku. Dwadzieścia minut marszu ze łzami w oczach. Znowu to samo, pieprzone życie, wiecznie sama, czemu nie mogę, jak moje koleżanki, posadzić tyłka w samochodzie i kazać się wieźć gdzie i kiedy mi się zachce… Zazwyczaj Arki jeżdżą co 10 minut, na tę czekam godzinę, łzy już nie w oczach, ale na ziemi… potem przesiadka, szóstka ucieka mi sprzed nosa, czekam i czekam, wsiadam w końcu w co popadnie, potem marsz 4 przystanki, Targowa, Jagiellońska… Warszawa taka pusta, cicha, czysta, zielona. Niemal na każdym przystanku niewielka grupka mężczyzn o czerwonych twarzach i czerwonych nosach: „Przepraszam, czy ma pani zapalniczkę?”

Na imieninach średnia wieku 60 lat. Nie ma Taty, dzwonił, że źle się czuje. Mam nadzieję, że zwyczajnie nie chciało mu się bawić w podróż autobusem. Lubię Ciocię i Wujka, i wszystkie obecne tam osoby, a poza tym paszteciki pyszne, pasztet z zająca, węgorza jadam chyba tylko tutaj, wujek nieco zalany i nadal ostro polewa. Kawały o viagrze i o unii, da się wytrzymać. Zaczynam się zbierać tuż po serniku.

Całuję Marysię w policzek: „Pozdrów brata”.

Reakcja jest natychmiastowa i powszechna: „Ooooo!!!! Brat ci się przypomniał?”

„Nigdy nie zapomniałam”.

Myślę o tym w tramwaju i autobusie: moje osiemnaste urodziny tuż przed maturą (po jaką cholerę posłali mnie rok wcześniej do szkoły), mrożona kawa w jakiejś kawiarni, potem Łazienki: „Wkoło takie zepsucie, a ty mówisz, że nie umiesz się całować?”. To faktycznie nie było trudne. A pół roku później doświadczyłam już wszystkiego, nawet… No oczywiście z wyjątkiem tego na M. Po co ja to tutaj piszę…

W domu R. ogląda telewizję, Mateła pod stolikiem wyciąga kartę telewizyjną z naszego komputera: „I tak nie używacie”. Trudno zaprzeczyć. Apollo z Magdą oglądają bramki do butbula, jedna z nich ma już siatkę. Podobno była Iwcia, ale już poszła. Blogowisko działa przez chwilę, piszę krótką notkę.

A teraz siedzę i opisuję dzisiejszy dzień. Could not connect to the database. Dochodzi dwudziesta trzecia, czas zbierać się do łóżka. Może coś jeszcze się wydarzy, ale już raczej tego nie opiszę :-))))))) Pa.

 

No to Unia już jest. Przypomniał mi się taki kawał: Syn niesie świadectwo do domu:”No to świadectwo już jest, jeszcze lanie i wakacje”.

 

 

fanaberka : :
maj 01 2004 wystrzałowy
Komentarze: 3

Co to za szablon, było mi źle, gdy go płodziłam, czas na zmianę. Ale przedtem usiądę wygodnie i opiszę dokładnie swój dzisiejszy dzień. Nie wiem, Klemensie, czy Twoja akcja "polskie blogi" wypali, czy też nie (życzę Ci, żeby wypaliła :-), jeśli inni uczestnicy mieli taki "wystrzałowy" dzień jak ja, to obawiam się, że niewiele da się z tego wydusić, ale to już Twoje zmartwienie :-))) Opiszę ten dzień w pierwszej kolejności dla siebie, niech sobie pobędzie w jakimś archiwum, może kiedyś tu zajrzę, pamięć jest taka zawodna...

fanaberka : :